wtorek, 9 lipca 2013

Siódmy.

- Przestań...-szepczę, kiedy kolejny raz zostaję pociągnięty w stronę wyjścia.
Nie mam humoru na wychodzenie z hotelu. Dzisiejszy dzień był ciężki. Połykam kolejny łyk kawy, a na mojej twarzy pojawia się grymas obrzydzenia. Zimna, słaba, przesłodzona. Odstawiam filiżankę na blat i wstaje, zmierzając w stronę schodów.
- Proszę.- słyszę błagalny głos dziewczyny, która od godziny, bezskutecznie próbuje zabrać mnie do pobliskiego klubu.
- Nie mam nastroju! -warczę nie miło, bo ból głowy rozsadza mi czaszkę.
Słyszę ciche prychnięcie i stukot obcasów, które krok po kroku oddalają się ode mnie. Wolnym krokiem ruszam w stronę mojego pokoju, w którym czeka na mnie ciepłe i miękkie łóżko. To zabawne, że wolałbym nudzić się, oglądając jakieś durne komedie romantyczne z Zuzą, niż bawić się i szaleć w klubie z Alaną...Wariuję.

***

 Gdy tylko uchylam drzwi prowadzące do wyjścia, wita mnie chłodny powiew wiatru. Naciągam moją futrzastą czapkę na uszy i ruszam przed siebie. A właściwie ruszamy. Lekko onieśmielony Krzysiek podąża obok mnie, niczym cień. Szkoda tylko, że nie odważa się na rozpoczęcie rozmowy. Idziemy w zupełnej ciszy. No może nie nie do końca ciszy, bo co chwilę powietrze przeszywają przekleństwa kierowane przeze mnie do śliskiej nawierzchni drogi. Po całodniowym deszczu przyszedł czas na siarczysty mróz, dzięki czemu czuje się jak na lodowisku (należy napomknąć, że nie potrafię jeździć na łyżwach). Żadne z nas nie zna drogi, którą podążamy, dlatego nie dziwi nas fakt, że dochodzimy do ślepej uliczki. Jedynym wyjściem jest powrót, jednak mój brak koordynacji daje o sobie znać. Gdy tylko moje ciało wykonuje półobrót, lewa stopa niebezpiecznie odjeżdża od prawej, co kończy się tym, że asekuracyjnie łapię się ramienia Krzyśka. Chłopak próbuje pomóc mi odzyskać równowagę, co w rezultacie daje to, iż oboje upadamy na ulicę, boleśnie tłukąc sobie cztery litery. W tej samej chwili, jak na komendę, wybuchamy głośnym i niepohamowanym śmiechem. Sytuacja ta całkowicie rozładowuje napięcie, a my decydujemy, że najlepiej będzie przeprowadzić tę rozmowę w ciepłej, przytulnej i bezpiecznej kawiarni.
- Jedna mokka z odtłuszczonym mlekiem i kawa zbożowa bez cukru- recytuje zgrabnie Krzysiek, zwracając się do wysokiej i ładnej brunetki, która w czerwonym fartuszku kelnerki przedstawia się jako Rebeka.
 Czekając na zamówienie mogę w spokoju rozejrzeć się po kawiarni. Dominuje tu beż z lekkimi akcentami  koloru miętowego. Na całej długości tej dość małej przestrzeni ustawione są ciemne stoliki, natomiast w rogu kawiarni stoi niska kanapa w kolorze mlecznej kawy. Wzrok przyciągają kolorowe kwiaty ustawione w każdym możliwym miejscu, przeważnie są to storczyki, białe róże i lilie. Całość komponuje się taj, jakby projektował to sam Renzo Piano.
- Przytulnie tu- wyrywa mnie z zamyślenia Krzysiek, w chwili, gdy postawiono przed nami dwie cudownie pachnące kawy.
- Owszem- przytakuje wdychając słodki, lekko waniliowy zapach mojej mokki.
- Wiesz, powinienem cię przeprosić...proszę, daj mi dokończyć- dodaje, gdy otwieram buzię, żeby zaoponować- skrzywdziłem cię...Sam nie wiem, co mnie wtedy napadło, nigdy nie byłem...no ten...zauroczony, nie miałem bladego pojęcia co się ze mną dzieje! Byłaś i nadal jesteś dla mnie ważna. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Pragnę być twoim przyjacielem...
Potok słów, który skierowany jest bezapelacyjnie do mnie, odbiera mi mowę.Ten Krzyś, ten nieśmiały chłopak, który czerwieni się jak nastolatek, ten Krzyś, który często wygłupia się z chłopakami i zachowuje jak małe dziecko, ten Krzyś, który (zupełnie niechcący) doprowadził do mojego zerwania z Kotem, wypowiada słowa, tak szczere, tak wzruszające, że...oniemieje. Ja! Ja oniemiej!
- Zuziu?- już dawno nikt tak się do mnie nie zwrócił.
Kilkakrotnie otwieram i zamykam buzię. Moja twarz wygląda pewnie głupio, dlatego łykam kilka kropel pysznego napoju, żeby zająć czymś moje niezdolne do mowy usta.
- Rozumiem- Krzysiek zawiesza głowę i zaczyna się ubierać- jeszcze raz przepraszam.
Z przerażeniem patrzę jak chłopak kładzie banknot na stoliku, zakłada czapkę i rusza do wyjścia. Zrób coś idiotko! Głos w mojej głowie budzi mnie z chwilowego otępienia i skłania do myślenia. W sekundę później otwieram ciężkie drzwi kawiarni i krzyczę: Krzysiek! Odwraca się i patrzy na mnie. Uśmiech- wyraża więcej, niż tysiąc słów.

***

Wzdycham. Mam co chciałam! Papierkowa robota-dramat! Przede mną, na pięknie rzeźbionym biurku, piętrzy się sterta dokumentów. Gdzie do cholery jest ta cała Alana?! Uhm...spojrzawszy na zegarek, oceniam, że zajmie mi to około cztery godziny. Cztery godziny!
Dryń,dryń,dryń!!!
Piosenka Can't hold us wypełnia cały pokój, a ja zerkam na wyświetlacz. Nieznany numer.
- Halo?- odbieram po trzecim sygnale. Mimowolnie do głowy przychodzi mi na myśl reklama Heyah. Odchrząkam po krótkim chichocie.
- Cześć. Gdzie jesteś?- pyta znajomi mi głos.
- Gregor?! Yyy..w pokoju numer 250- mówię i rozłączam się bez dodatkowych wyjaśnień.
 Nie czekam długo. Chłopak zjawia się kilka minut po naszej telefonicznej rozmowie. Siada na przeciwko mnie, a ja obrzucam go przelotnym spojrzeniem. Czy wspominałam, że ma prześliczny uśmiech? Cos pomiędzy Edwardem Cullenem ( w tej roli R. Pattinson), a Piotrem Nowakowskim ( siatkarzem grającym w reprezentacji). Szybko opuszczam wzrok.
- Coś się stało?- pytam
- Tak- kolejny uśmiech- zapraszam cię na jutrzejszą imprezę.
- Ja nie chodzę na imprezy- odpowiadam, chyba trochę zbyt szybko.
- Ale tym razem pójdziesz- szepcze. To nie miało być pytanie, tylko stwierdzenie.
- Skąd ta pewność?- pytanie to wychodzi z mych ust, zaraz po tym, jak drzwi za Gregorem się zamykają.
Hm... teraz mam pewność, że Austriak do Piotrka i Roberta się nie umywa.

***

- To co robimy?- pyta układając się na moim łóżku.
- Co masz na myśli?- nie rozumiem intencji tej dziewczyny. Zupełnie.
- Przecież wiesz- uśmiecha się do mnie i wolnym krokiem zbliża w moją stronę. Opieram się o biurko.
- Maciek- mruczy mi wprost do ucha i kładzie ręce na klatce piersiowej.
Zdążyła się pozbyć części garderoby...

***

- Głos serca Jodi Picaut, fajne?- pyta Krzysiek, czytając tytuł książki, którą trzymam w ręku.
- Jasne- uśmiecham się do niego ucieszona, że znów jesteśmy kumplami.
Siada obok mnie i zagląda mi przez ramię.
- Co jest?- pytam, bo widzę jego lekko naburmuszoną minę.
- Austriacy!- krzyczy, jakby to wszystko wyjaśniało.
- No i...?
- Czy wiesz, że oni organizują imprezę?!- jego wzburzenie mnie po prostu rozbraja.
- No co ty, nie gadaj!- podnoszę głos, zrywając się z kanapy.
Ironizuję, to fakt, ale nie mogę się powstrzymać.
- Ha, ha, ha- chłopak zakłada ręce na piersi i zaciska usta w wąską kreskę.
Siadam z powrotem na miejscu i patrzę w jego stronę.
- Możesz pójść ze mną, jeśli chcesz- wzruszam ramionami, nie rozumiejąc, dlaczego robi z tego powodu wielkie halo.
- Jesteś zaproszona?!- tym razem to on podrywa się z kanapy, gestykulując przy tym rękami.
- Jestem- mówię najspokojniejszym głosem na jaki mnie stać.
- Aha- rzuca rozzłoszczony.
Właściwie to nie rozumiem jego poirytowania. Ziewam przeciągle i biorę do ręki książkę.
- Idę spać- rzucam- zaproszenie jest aktualne- poklepuje go po ramieniu i udaję się  w stronę pokoju.
 Gdy tylko tam docieram, zdejmuję brzoskwiniowy sweter, jeansy, rozpuszczam włosy i kieruje się do łazienki. Przekręcam głowę i rozmasowuję obolały kark. Pulsujący ból coraz bardziej daje mi się we znaki. Szukam w kosmetyczce mojego miętowego żelu, który łagodzi bóle mięśni, gdy słyszę pukanie. Owijam się ręcznikiem i podchodzę do drzwi.
- Co ty tu robisz?- pytam zdziwiona, widząc mojego gościa.

___________________________________________________________________________________________________-

Hah, przepraszam za to porównanie dotyczące uśmiechu Gregora, ale nie mogłam się powstrzymać.
Przy okazji, wiecie może kiedy jest najbliższy mecz Polski w siatkówkę?

Zostaw po sobie ślad!!!:)