środa, 25 września 2013

:(

Miał być rozdział, ale nie będzie;/ Przezywam żałobę, bo Polacy przegrali wczorajszy mecz z Bułgarią i nie mam nastroju..
Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Mam coraz mniej czytelniczek, mimo że się staram. Na dodatek chodząc do liceum nie mam prawie na nic czasu..
Przykro mi :(

POLACY KOCHAM WAS <33333333
VOLEYBALL FOREVER !!!

poniedziałek, 2 września 2013

Dziesiąty

Przechylam głowę w jego stronę i w tej samej chwili owiewa mnie jego ciepły i słodki oddech. Przymykam oczy i uśmiecham się lekko, na myśl o tym, co za chwilę nastąpi. Mój puls coraz bardziej przyśpiesza, a gdy tylko jego usta spotykają moje, jestem pewna, że za moment serce wyskoczy mi z piersi. Chłopak jest delikatny, leciutko przesuwa językiem po mojej dolnej wardze, a ja wzdycham. Wzdycham, gdyż chcę więcej, chcę znów poczuć smak jego ust, chcę poczuć jego dłonie obejmujące moje rozgrzane policzki, chcę chłonąć naszą bliskość...Chcę zrobić kolejny krok, nie zatrzymywać się w czasie, zapomnieć o zmartwieniach i czuć go całą sobą.
 Słyszę pstrykanie palcami i zniecierpliwiony głos Gregora.
- Pytałem, czy mógłbym coś dla ciebie zrobić- jego ręka obejmuje moje ramie, a ja w tej samej chwili uświadamiam sobie, że to moja wyobraźnia wykreowała cudowny pocałunek, czułość i uczucie, które ogarnęło moje zgarbione ciało.
- Tak- szepczę- Pocałuj mnie- w głębi duszy pragnę tego pocałunku, jednak nie mogę wypowiedzieć tej prośby na głos, po prostu nie potrafię...czuje się jakby ktoś mnie blokował, nie pozwalał na zrobienie tego, czego oboje chcemy.
- Tak, zabierz mnie na imprezę- to jedyne co w tej chwili przychodzi mi na myśl, jestem zagubiona, nie potrafię przypomnieć sobie, dlaczego znajduje się na podłodze, dlaczego moje szpilki leżą w odległym kacie i dlaczego czuję zaschnięte łzy na policzkach. Wiem jednak, że planowałam się świetnie bawić i nie mogę zmarnować okazji do spełnienia tego życzenia.
Chłopak nie od razu daje się przekonać. Kilkakrotnie pyta, czy aby nic mi nie jest, a nawet przekonuje mnie, że może ze mną zostać. Odmawiam jednak z asertywnością w głosie, grożąc, że pójdę tam bez niego. W końcu, po piętnastominutowej konwersacji ulega mi i z rezygnacja w głosie zgadza się na moje warunki.

 Nie trzeba być geniuszem, żeby zorientować się, że impreza odbywa się w pokoju nr 121. Głośna muzyka wylewa się na korytarz za każdym razem, gdy tylko ktoś otworzy mahoniowe drzwi. Razem  z Gregorem wchodzimy do pokaźnego pomieszczenia, którego rozmiary odbiegają od standardów. Przepychamy się przez tańczące pary skoczków i ich towarzyszek, po czy  siadamy na obitej skórą, czarno-czerwonej kanapie. Rozglądam się po zgromadzonym tłumie, próbując rozpoznać którąkolwiek z dziewczyn, jednak robię to bezskutecznie. Po chwili uświadamiam sobie, że autorem owej imprezy jest Morgenstern. Na ścianach kolorowa farbą, ktoś pokusił się o napisy typu: 'Baw się z Thomasem' lub 'Nie płacisz za wstęp-wylatujesz przez okno'.
- Czy my...mamy jakąś wejściówkę?- pytam chłopaka, zaintrygowana groźnie wyglądającymi napisami.
- Masz ochotę zatańczyć?- odpowiada pytaniem na pytanie Schlieri i spogląda na mnie kątem oka.
Kolejny raz wodzę wzrokiem po pomieszczeniu, szukając konkretnej wymówki, gdyż moje umiejętności taneczne sięgają niżej niż przeciętne, gdy nagle dostrzegam wysokiego mężczyznę, w różowym krawacie i limonkowo-żółtym meloniku.
- Chodźmy się czegoś napić- sugeruję, wskazując ręką barmana, którego do tej pory nie zauważyłam.
Szybkim krokiem podchodzę do baru i siadam na jednym z czerwonych krzeseł ustawionych wzdłuż lady.
- Co pani podać?- słyszę głos barmana, jednak nie reaguję od razu. Rozglądam się po kolorowych butelkach ustawionych wokół mnie, jednak uświadamiam sobie, że nigdy w życiu nie miałam w ustach choć kropelki alkoholu. Co zamawia dzisiejsza młodzież? Jak nazywają się kolorowe drinki z sokiem i wódką? Przypominam sobie reklamę supermarketu Biedronka* próbując wychwycić jakakolwiek nazwę, ale nic nie wpada mi do głowy.
- Mojito- uśmiecham się do barmana, dumna z siebie, że wreszcie odnalazłam właściwa nazwę.
- Słucham?- mężczyzna w kolorowym kapeluszu marszczy brwi, a jego usta lekko drżą.
- Mohito- poprawia mnie Gregor, wypowiadając tę nazwę poprawia- Dwa razy-dodaje i z cichym westchnieniem siada obok mnie.

Kilka kolejek później.

- Może jednak odprowadzę cię do pokoju?- po raz kolejny, natrętny von Gregor, próbuje zepsuć mi całą zabawę.
- Nie ma mowy- wykrzykuje, kręcąc biodrami w rytm muzyki- Dopiero zaczęłam!
Wyrzucam ręce w górę i kołyszę się na palcach,a może to podłoga kołysze mną? Hmm...ciężka sprawa do rozwikłania...Spoglądam na pana Natrętnego i uśmiecham się, zdając sobie sprawę, że też wypił kilka drinków, jednak nie tak dużo jak ja. Moja głowa lekko kołysze się na prawo i lewo, a nogi są tak leciutkie jak nigdy, ale zabawa jest tak dobra, że nie zwracam uwagi na moją chwilową niedyspozycję ruchową.
W pewnym momencie czuję lekkie odepchnięcie, po czym wpadam w czyjeś ramiona. Mrużę oczy i zaczynam chichotać na widok naburmuszonej miny pana Nudziarskiego.
- Hihihi, kotek przyszedł!- delikatnie wodzę palcami po koszulce Maćka.- Chcesz trochę mleczka?- kolejny wybuch śmiechu zabiera mi tyle energii, że zapominam trzymać równowagę.
- Cholerna grawitacja- bełkoczę do siebie, jednocześnie zostając przewieszona przez Maćkowe ramię.
- Zabieram ja do pokoju, a ty Krzysiek, zostań tu z nim- warczy Maciek i kieruje się ze mną w stronę wyjścia.
- HEJ! Ja jeszcze nie skończyłam! Chcesz się bawić w kotka i myszkę?- próbuje otrzeźwić umysł, ale okazuje się to trudniejsze, niż sadziłam.
Chłopak nie odpowiada, a po kilku minut rejestruję, że właśnie zostałam rzucona na łóżko. Opieram się lekko na łokciach i spoglądam na twarz mojego niepotrzebnego wybawcy.
- Zadowolony?- pytam, groźnie mrużąc oczy.
- Jesteś pijana! - krzyczy- Wiesz co by było gdyby Łukasz...- mam dość słuchania jego gróźb i kazań, dlatego zamykam mu usta...swoimi. Niepewna tego co robię, przyciągam go do siebie i z zawrotną szybkością zrywam z siebie sukienkę. Jego ręce wodzą po mojej prawie gołej skórze, a jego ciało nakrywa moje. Oplatam jego biodra nogami i nim zdążam o czymkolwiek pomyśleć z mojego gardła wyrywa się cichy jęk. Zaczynam rytmicznie poruszać biodrami, a nasze ciała splatają się w jedno. Nie słyszę nic poza jego przyśpieszonym oddechem, nie czuje nic, oprócz bliskości naszych ciał. Reaguję instynktownie. W nasze pocałunki wkładam całą złość, ból i cierpienie, jakich kiedykolwiek doznałam. Przymykam oczy i przyciskam go do siebie jeszcze mocniej, choć nie jestem pewna czy jest to w ogóle możliwe. W tej chwili zapominam o całym świecie, o Gregorze, o imprezie, o moich rozterkach i zawodach miłosnych, o tej cholernej kopercie, która leży gdzieś rozdarta na podłodze w tym pokoju. Liczymy się tylko my, jakby nic innego nie było nam potrzebne do życia, do szczęścia. Pragnę aby ta chwila trwała wiecznie, aby ta noc nigdy się nie skończyła, aby nasze ciała już zawsze były jednością...


_________________________________________________________________________________
* audycja zawierała lokowanie produktu  :D

Witajcie moje drogie! Z lekkim opóźnieniem, pisane na szybkości, ale jest :)
Dziś przeżyłam straszny dzień. Nowa szkoła, nieznajomi koledzy, co potęguje moją nieśmiałość :( niestety jak się okazało większość uczniów 1a Liceum to albo plastikowe, wyuzdane lale, albo pewni siebie dresiarze...uhmm, zapowiada się strasznie ;/
Mam nadzieję, że nie jest tak źle z tym rozdziałem...

Spóźnione życzenia z okazji Dnia Blogera :)
Pozdrawiam *.*


sobota, 10 sierpnia 2013

Dziewiąty.

 Siedzę na tapczanie, opierając głowę o zimną szybę, w ręku dzierżąc brązową kopertę. Kopertę, którą kilkanaście razy próbowałam porwać; kopertę, którą zmięłam wielokrotnie, przeglądając jej zawartość; kopertę, która wszystko zmieniła. Dzięki niej przejrzałam na oczy.
 Czarnym mazakiem kreślę na kartce cienkie linie, tworząc symetryczne tabele, którą lada moment uzupełnię danymi osobowymi skoczków. Charakterystyczne dźwięk zetknięcia się markera z papierem wypełnia mój pokój i pozwala w pełni skupić się na wykonaniu powierzonego mi zadania. Jestem niemal pewna, że nic nie może mnie zdekoncentrować, jednak do mojej świadomości dociera nieartykułowany dźwięk. Przerywam pracę i rozglądam się po małym pomieszczeniu. Nie zauważam żadnej zmiany w otoczeniu, jednak dźwięk się powtarza. Ktoś puka. Z lekkim ociąganiem podchodzę do mahoniowych drzwi i przekręcam gałkę. Panika-pierwsze uczucie, które ogarnia moje ciało. Przede mną stoi wysoki, barczysty mężczyzna, ubrany w czarną skórę i równie mroczne glany. Jego małe, wściekłe oczy świdrują moją postać, a kąciki ust mężczyzny delikatnie unoszą się ku górze, gdy ten dostrzega moje przerażenie. Moja dolna warga zaczyna lekko drgać, a palce mimowolnie zaciskają się na gałce, w każdej chwili gotowe zatrzasnąć drzwi przed nosem wytatuowanego przybysza.
- Słu-cham?- zdobywam się na odwagę, jedna karcę się za słaby i drżący głos, który przywodzi mi na myśl głos małego dziecka.
Gość nie odpowiada, lecz rozsuwa nabijaną ćwiekami kurtkę i sięga ręką za pazuchę. Gdy tylko dociera do mnie moja obecna sytuacja, miękną mi kolana. Przecież on wyciąga broń! Przez głowę przelatują mi kolejne obrazy z mojego marnego i krótkiego życia. Mój tata trzymający mnie na rękach i ukazujący piękny, nadmorski krajobraz, podczas wspólnych wakacji. Moje pierwsze dni w podstawówce i strach przed brakiem akceptacji przez rówieśników. Egzaminy kompetencji i nieoczekiwany telefon mamy, który podtrzymuje mnie na duchu. Pierwsza miłość- Filip i ból wywołany naszym związkiem. Mój wujek, Łukasz, który objaśnia mi tajniki mojej pracy. Maciek...Przełykam głośno ślinę, gdy jego uśmiechnięta twarz staje mi przed oczami...Wypycham go z mojej podświadomości i znów przeraża mnie moja sytuacja. Broń...Ale co ja zrobiłam? Byłam zła? Nieprzyjazna? Przymykam ciężkie powieki, gdy dłoń bandyty wysuwa się z ciemnych połaci kurtki. Przygotowana na huk unoszę wysoko głowę chcąc godnie przyjąć śmiertelny cios. Spoglądam przed siebie, ale mężczyzny już nie ma. Na wykładzinie leży gruba koperta, a do moich uszu dobiega stłumiony odgłos oddalających się, ciężkich kroków.
 Znów na nią spoglądam. Zuzanna Nowakowska. Moje imię i nazwisko czytam już po raz enty, jakbym miała nadzieję, że za chwilę pojawią się na niej kolejne litery wyjaśniające, że zawartość koperty to fałsz, zakłamanie, obłuda. Okazuje się, że prawda jest bezlitosna, a plik zdjęć, który tam znalazłam, odbiera mi chęć do życia. Maciek i Alana. Całują się, ona podchodzi do niego, dotyka go... Z furią wyrzucam te sceny w powietrze, a te fruwają po całym pokoju. Ból w mym sercu jest nie do zniesienia. Osuwam się na podłogę i otwieram szeroko usta w desperackiej próbie ujarzmienia rwących dreszczy. Przypominam sobie scenę przy samochodzie. Jak on śmiał mnie całować?! Dotykać?! W ostatniej chwili opanowałam emocje, gdyż byłam bliska spoliczkowania go i wykrzyczenia mu wszystkiego prosto w twarz! Ściągam niebotycznie wysokie szpilki i rzucam je kąt. Ubrana w czarną połyskującą sukienkę i smukłe szpilki zamierzałam iść na imprezę. Ale czy potrafię? Za pół godziny powinna rozbrzmieć muzyka, a ja przysięgłam sobie, że będę się świetnie bawić wraz z moim towarzyszem- Gregorem. Gregor. Mimowolnie uśmiecham się, gdy przypominam sobie sympatyczny wyraz twarzy chłopaka. Może to znak? Może powinnam zostawić starą miłość za sobą, przestając myśleć o Ma..o nim? Co powinnam zrobić? Jest mi bardzo przykro, że nie mam z kim o tym porozmawiać. Mogłabym zaufać Krzysiowi, ale wiem, że w chłopaku nadal tli się nadzieja na coś więcej, niż tylko przyjaźń. Czuję się jakbym znalazła się w błędnym kole. Zamiast naprawiać, wszystko komplikuję. Niespodziewanie słyszę ciche ćwierkanie. Dźwięk telefonu wyrywa mnie z ponurych rozmyśleń. Gdy spoglądam na wyświetlacz i widzę Jego imię, rzucam telefon na łóżko i krzyczę. Ze złości, cierpienia, bezradności. Gdy milknę, ktoś wbiega do mojego pokoju.
- Nic ci nie jest?- pyta zdenerwowany Gregor i siada obok mnie.
Kręcę głową i chowam twarz w dłoniach.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?- jego ciepła dłoń dotyka mojej skóry, a ja czuje przyjemne dreszcze.
Wreszcie na niego spoglądam. Ma na sobie dżinsy i rozpiętą białą koszulę. Przyglądam się jego twarzy. Jest zdenerwowany i przejęty moja sytuacją.
- Tak- szepczę cicho, spoglądając w jego niebieskie oczy.- Pocałuj mnie.

_________________________________________________________________________________
Bardzo się nad nim napracowałam, więc proszę o szczere opinie :) Nie ma tutaj akcji, gdyż chciałam abyście się skupiły wyłącznie na uczuciach dziewczyny.

Ten rozdział został napisany dzięki Charlotte. Dziękuję Ci za to, że podtrzymałaś mnie na duchu i uświadomiłaś pewne sprawy. Mam nadzieję, że nie była to nasza ostatnia rozmowa, gdyż bardzo mi pomogła :* Jeszcze raz Ci dziękuję, ten rozdział pisałam z myślą o Tobie.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Ósmy.

 Unoszę wysoko brwi i spoglądam ze zdziwieniem na mojego gościa. Nerwowym ruchem ręki próbuje utemperować moje niesforne fale, jednak gdy kolejne pasma włosów opadają mi na oczy, rezygnuję. Po krótkiej chwili milczenia ponawiam pytanie, które zadałam wcześniej. Chłopak nie odpowiada, a zawadiacki uśmiech nie schodzi z jego przystojnej twarzy. Wzdycham w chwili, gdy na policzku czuję miękkie usta Gregora.
- Do zobaczenia...-szepcze mi do ucha i odchodzi.
Zatrzaskuje drzwi, by po chwili oprzeć rozgrzane policzki o wykafelkowaną ścianę.

***

Dziewczyna zgrabnym ruchem podnosi się z łóżka i podchodzi do mnie. Jej usta muskające moje, jej dłonie wędrujące po moim ciele, jej oddech owiewający moją twarz i...moje ręce odpychające ją od siebie. Widzę głębokie zaskoczenie w oczach Alany, gdy otwieram przed nią drzwi.
- Pieprz się- mówię poddenerwowanym głosem i wskazuje jej wyjście.
- Z tobą?- pyta retorycznie i uśmiecha się, jakby nie dotarły do niej moje słowa.
Bawi się ze mną. Próbuje mnie uwieść. Przeczesuje włosy palcami, po czym z lekkim użyciem siły, wypycham Alanę na korytarz.

***

 Otwieram ciężkie powieki i spoglądam w okno. Wita mnie piękne słońce i bezchmurne niebo. Krótki uśmiech pojawia się na mojej twarzy, by zaraz zniknąć w chwili, w której zauważam kalendarz. Zwykły kalendarz: papierowe kartki, kolorowe obrazki i daty, a właściwie jedna-dzisiejsza. Czwarty styczeń. Szybkim ruchem ręki zrzucam ów kalendarz na podłogę i z zimną krwią, gniotę go gołymi stopami. Ze zdenerwowaniem udaję się do łazienki. Widzę podkrążone oczy, bladą skórę i nachmurzoną minę. Zdecydowanymi ruchami ręki, upinam wysoki kok i wskakuję w czerwone rurki i mięciutki sweterek. Zgarniam torebkę z łóżka i biegnę na dół. Jak ja nienawidzę swoich urodzin!
 Po krótkim śniadaniu zostaje w holu i czekam. Czekam, ale nie wiem na co. W jednej sekundzie przez moją głowę przechodzą tysiące myśli. Kolejne obrazy przewijają się jak w kalejdoskopie. Moja burzliwa przeszłość i niepewna przyszłość wirują mi przed oczyma, niczym wyrwane kartki z kalendarza. Mimo moich wcześniejszych rozważań, nic się nie zmienia. Przełamuję linię cholernej osiemnastki i ani o krok, nie posuwam się do przodu. Stoję w miejscu. Czuję się pusta, jakby ktoś wyrwał mi część siebie. Nie potrafię oderwać się od tych beztroskich dni dzieciństwa i stanąć twarzą w twarz z dorosłym życiem. Z życiem, na które nie będę miała wpływu, a bezduszny los zmusi mnie do podejmowania decyzji,  które zaważą na moim kruchym istnieniu. To dlatego nie chcę mieć urodzin. W tym feralnym dniu, człowiek uświadamia sobie, że mimo upływu lat, nie zrobił niczego, nic nie osiągnął i nie osiągnie, a po niespodziewanej śmierci, nikt nie wspomni jego krótkiego istnienia. Zostanie tylko pył, kurz i proch. Wzdrygam się, gdy czuję czyjąś obecność.
- Przejedźmy się.-słyszę znajomy głos i odwracam się w stronę chłopaka. Pierwszy raz w życiu widzę go tak rozdartego, choć ja czuję się podobnie. Kiwam powoli głową i wychodzę z hotelu z dziwnym i nieprzyjemnym uczuciem w sercu.
 Jedziemy w nieznanym mi kierunku, mijając kolejne hotele, bloki i ośrodki kultury, powoli wyjeżdżają z miasta. Stara, czerwona furgonetka nie przekracza 80km/h, a hałas silnika obija mi się boleśnie o uszy. Długie milczenie mojego towarzysza pozwala mi znów błądzić po nieokiełznanych zakamarkach mojej podświadomości. I znów, problem urodzin mąci mi w głowie i wywołuje kolejne ukłucia, jakby jakiś niewidzialny duch wbijał mi cienkie szpilki w moje serce. Zaciskam pięści i próbuje przypomnieć sobie coś szczęśliwego. Siatkówka. Zwycięstwa, łzy w moich oczach, w chwili gdy Polacy stoją na podium.
- Na miejscu.-przerywa moje rozważania Maciek, zaciąga ręczny hamulec i zatrzaskuje za sobą drzwiczki. Z lekkim ociąganiem robię tę samą czynność i wychodzę na mroźne powietrze. Wiatr chłosta moją twarz, a ręce drżą przez nagłą zmianę temperatury. Opieram się o maskę samochodu i wpatruje się w krajobraz przede mną. Ciężkie gałęzie drzew uginają się pod naporem wiatru, a spienione fale uderzają o brzeg.
- Powiedz coś- słyszę jego głos przepełniony bólem i rozpaczą.
Ale co? Mam wytknąć ci, że stoimy tu, marnując naszą miłość, której nie da się już odbudować przez głupotę, zawiść i niezrozumienie? Że nie potrafimy docenić tego, co dał nam Bóg? Że stwarzamy niepotrzebne problemy, nie potrafiąc żyć w spokoju i harmonii?
- Pogódźmy się. Obydwoje zawiniliśmy.- te proste słowa wypływają z moich ust tak swobodnie, jakbym składała zamówienie w kawiarni.
 Kątem oka zauważam, że Maciek powoli kiwa głową i odwraca wzrok w moją stronę. Spoglądam na niego i lustruje wzrokiem jego twarz, za którą tak tęskniłam. Zaglądam w nią i czuję...pustkę.
- Przepraszam- szepcze i gładzi kciukiem mój policzek. Przybliża się, a jego oddech jest przyspieszony. Dotyka czołem moje czoło i mruży oczy. Stoję nieruchomo niczym posąg. Z lekkim przerażeniem odbieram to w jaki sposób mnie dotyka. W końcu czuje jego usta. Jego wargi muskają moje tak lekko i jednocześnie namiętnie, jakby bał się, że to tylko sen. Opuszczam głowę.
- Nie- odsuwam się- Chcę przyjaźni, tylko.- wzdycham i udaję się do samochodu.

_______________________________________________________________________________________
I'm sorry :(

wtorek, 9 lipca 2013

Siódmy.

- Przestań...-szepczę, kiedy kolejny raz zostaję pociągnięty w stronę wyjścia.
Nie mam humoru na wychodzenie z hotelu. Dzisiejszy dzień był ciężki. Połykam kolejny łyk kawy, a na mojej twarzy pojawia się grymas obrzydzenia. Zimna, słaba, przesłodzona. Odstawiam filiżankę na blat i wstaje, zmierzając w stronę schodów.
- Proszę.- słyszę błagalny głos dziewczyny, która od godziny, bezskutecznie próbuje zabrać mnie do pobliskiego klubu.
- Nie mam nastroju! -warczę nie miło, bo ból głowy rozsadza mi czaszkę.
Słyszę ciche prychnięcie i stukot obcasów, które krok po kroku oddalają się ode mnie. Wolnym krokiem ruszam w stronę mojego pokoju, w którym czeka na mnie ciepłe i miękkie łóżko. To zabawne, że wolałbym nudzić się, oglądając jakieś durne komedie romantyczne z Zuzą, niż bawić się i szaleć w klubie z Alaną...Wariuję.

***

 Gdy tylko uchylam drzwi prowadzące do wyjścia, wita mnie chłodny powiew wiatru. Naciągam moją futrzastą czapkę na uszy i ruszam przed siebie. A właściwie ruszamy. Lekko onieśmielony Krzysiek podąża obok mnie, niczym cień. Szkoda tylko, że nie odważa się na rozpoczęcie rozmowy. Idziemy w zupełnej ciszy. No może nie nie do końca ciszy, bo co chwilę powietrze przeszywają przekleństwa kierowane przeze mnie do śliskiej nawierzchni drogi. Po całodniowym deszczu przyszedł czas na siarczysty mróz, dzięki czemu czuje się jak na lodowisku (należy napomknąć, że nie potrafię jeździć na łyżwach). Żadne z nas nie zna drogi, którą podążamy, dlatego nie dziwi nas fakt, że dochodzimy do ślepej uliczki. Jedynym wyjściem jest powrót, jednak mój brak koordynacji daje o sobie znać. Gdy tylko moje ciało wykonuje półobrót, lewa stopa niebezpiecznie odjeżdża od prawej, co kończy się tym, że asekuracyjnie łapię się ramienia Krzyśka. Chłopak próbuje pomóc mi odzyskać równowagę, co w rezultacie daje to, iż oboje upadamy na ulicę, boleśnie tłukąc sobie cztery litery. W tej samej chwili, jak na komendę, wybuchamy głośnym i niepohamowanym śmiechem. Sytuacja ta całkowicie rozładowuje napięcie, a my decydujemy, że najlepiej będzie przeprowadzić tę rozmowę w ciepłej, przytulnej i bezpiecznej kawiarni.
- Jedna mokka z odtłuszczonym mlekiem i kawa zbożowa bez cukru- recytuje zgrabnie Krzysiek, zwracając się do wysokiej i ładnej brunetki, która w czerwonym fartuszku kelnerki przedstawia się jako Rebeka.
 Czekając na zamówienie mogę w spokoju rozejrzeć się po kawiarni. Dominuje tu beż z lekkimi akcentami  koloru miętowego. Na całej długości tej dość małej przestrzeni ustawione są ciemne stoliki, natomiast w rogu kawiarni stoi niska kanapa w kolorze mlecznej kawy. Wzrok przyciągają kolorowe kwiaty ustawione w każdym możliwym miejscu, przeważnie są to storczyki, białe róże i lilie. Całość komponuje się taj, jakby projektował to sam Renzo Piano.
- Przytulnie tu- wyrywa mnie z zamyślenia Krzysiek, w chwili, gdy postawiono przed nami dwie cudownie pachnące kawy.
- Owszem- przytakuje wdychając słodki, lekko waniliowy zapach mojej mokki.
- Wiesz, powinienem cię przeprosić...proszę, daj mi dokończyć- dodaje, gdy otwieram buzię, żeby zaoponować- skrzywdziłem cię...Sam nie wiem, co mnie wtedy napadło, nigdy nie byłem...no ten...zauroczony, nie miałem bladego pojęcia co się ze mną dzieje! Byłaś i nadal jesteś dla mnie ważna. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Pragnę być twoim przyjacielem...
Potok słów, który skierowany jest bezapelacyjnie do mnie, odbiera mi mowę.Ten Krzyś, ten nieśmiały chłopak, który czerwieni się jak nastolatek, ten Krzyś, który często wygłupia się z chłopakami i zachowuje jak małe dziecko, ten Krzyś, który (zupełnie niechcący) doprowadził do mojego zerwania z Kotem, wypowiada słowa, tak szczere, tak wzruszające, że...oniemieje. Ja! Ja oniemiej!
- Zuziu?- już dawno nikt tak się do mnie nie zwrócił.
Kilkakrotnie otwieram i zamykam buzię. Moja twarz wygląda pewnie głupio, dlatego łykam kilka kropel pysznego napoju, żeby zająć czymś moje niezdolne do mowy usta.
- Rozumiem- Krzysiek zawiesza głowę i zaczyna się ubierać- jeszcze raz przepraszam.
Z przerażeniem patrzę jak chłopak kładzie banknot na stoliku, zakłada czapkę i rusza do wyjścia. Zrób coś idiotko! Głos w mojej głowie budzi mnie z chwilowego otępienia i skłania do myślenia. W sekundę później otwieram ciężkie drzwi kawiarni i krzyczę: Krzysiek! Odwraca się i patrzy na mnie. Uśmiech- wyraża więcej, niż tysiąc słów.

***

Wzdycham. Mam co chciałam! Papierkowa robota-dramat! Przede mną, na pięknie rzeźbionym biurku, piętrzy się sterta dokumentów. Gdzie do cholery jest ta cała Alana?! Uhm...spojrzawszy na zegarek, oceniam, że zajmie mi to około cztery godziny. Cztery godziny!
Dryń,dryń,dryń!!!
Piosenka Can't hold us wypełnia cały pokój, a ja zerkam na wyświetlacz. Nieznany numer.
- Halo?- odbieram po trzecim sygnale. Mimowolnie do głowy przychodzi mi na myśl reklama Heyah. Odchrząkam po krótkim chichocie.
- Cześć. Gdzie jesteś?- pyta znajomi mi głos.
- Gregor?! Yyy..w pokoju numer 250- mówię i rozłączam się bez dodatkowych wyjaśnień.
 Nie czekam długo. Chłopak zjawia się kilka minut po naszej telefonicznej rozmowie. Siada na przeciwko mnie, a ja obrzucam go przelotnym spojrzeniem. Czy wspominałam, że ma prześliczny uśmiech? Cos pomiędzy Edwardem Cullenem ( w tej roli R. Pattinson), a Piotrem Nowakowskim ( siatkarzem grającym w reprezentacji). Szybko opuszczam wzrok.
- Coś się stało?- pytam
- Tak- kolejny uśmiech- zapraszam cię na jutrzejszą imprezę.
- Ja nie chodzę na imprezy- odpowiadam, chyba trochę zbyt szybko.
- Ale tym razem pójdziesz- szepcze. To nie miało być pytanie, tylko stwierdzenie.
- Skąd ta pewność?- pytanie to wychodzi z mych ust, zaraz po tym, jak drzwi za Gregorem się zamykają.
Hm... teraz mam pewność, że Austriak do Piotrka i Roberta się nie umywa.

***

- To co robimy?- pyta układając się na moim łóżku.
- Co masz na myśli?- nie rozumiem intencji tej dziewczyny. Zupełnie.
- Przecież wiesz- uśmiecha się do mnie i wolnym krokiem zbliża w moją stronę. Opieram się o biurko.
- Maciek- mruczy mi wprost do ucha i kładzie ręce na klatce piersiowej.
Zdążyła się pozbyć części garderoby...

***

- Głos serca Jodi Picaut, fajne?- pyta Krzysiek, czytając tytuł książki, którą trzymam w ręku.
- Jasne- uśmiecham się do niego ucieszona, że znów jesteśmy kumplami.
Siada obok mnie i zagląda mi przez ramię.
- Co jest?- pytam, bo widzę jego lekko naburmuszoną minę.
- Austriacy!- krzyczy, jakby to wszystko wyjaśniało.
- No i...?
- Czy wiesz, że oni organizują imprezę?!- jego wzburzenie mnie po prostu rozbraja.
- No co ty, nie gadaj!- podnoszę głos, zrywając się z kanapy.
Ironizuję, to fakt, ale nie mogę się powstrzymać.
- Ha, ha, ha- chłopak zakłada ręce na piersi i zaciska usta w wąską kreskę.
Siadam z powrotem na miejscu i patrzę w jego stronę.
- Możesz pójść ze mną, jeśli chcesz- wzruszam ramionami, nie rozumiejąc, dlaczego robi z tego powodu wielkie halo.
- Jesteś zaproszona?!- tym razem to on podrywa się z kanapy, gestykulując przy tym rękami.
- Jestem- mówię najspokojniejszym głosem na jaki mnie stać.
- Aha- rzuca rozzłoszczony.
Właściwie to nie rozumiem jego poirytowania. Ziewam przeciągle i biorę do ręki książkę.
- Idę spać- rzucam- zaproszenie jest aktualne- poklepuje go po ramieniu i udaję się  w stronę pokoju.
 Gdy tylko tam docieram, zdejmuję brzoskwiniowy sweter, jeansy, rozpuszczam włosy i kieruje się do łazienki. Przekręcam głowę i rozmasowuję obolały kark. Pulsujący ból coraz bardziej daje mi się we znaki. Szukam w kosmetyczce mojego miętowego żelu, który łagodzi bóle mięśni, gdy słyszę pukanie. Owijam się ręcznikiem i podchodzę do drzwi.
- Co ty tu robisz?- pytam zdziwiona, widząc mojego gościa.

___________________________________________________________________________________________________-

Hah, przepraszam za to porównanie dotyczące uśmiechu Gregora, ale nie mogłam się powstrzymać.
Przy okazji, wiecie może kiedy jest najbliższy mecz Polski w siatkówkę?

Zostaw po sobie ślad!!!:)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Szósty.

Ukryłam się pod ciepłym kocem i ze skulonymi nogami wpatrywałam się w martwy punkt. Łzy już dawno zaschły na mych bladych policzkach, sama nie byłam pewna jak długo znajdowałam się w tej pozycji . Zastanawiałam się jakim cudem udało mi się o własnych nogach dotrzeć do pokoju. Gdy tylko drzwi z głośnym trzaskiem zamknęły się za Maćkiem, upadłam na podłogę, nie potrafiąc utrzymać się na dygoczących nogach. Byłam w totalnej rozsypce. Zużyte chusteczki leżały dookoła mnie na podłodze, a kubek rozpuszczonych, czekoladowo-malinowych lodów stał na stoliku obok. Co za idiota powiedział, że lody leczą złamane serce?

***

Biegłem, sam nie wiedząc dokąd. Pragnąłem znaleźć się jak najdalej od tej...tej. Nie potrafiłem nawet w myślach przywołać jej imienia. Dlaczego to tak cholernie boli?! Zacisnąłem mocno pięści, a pierwsze drzewo, które znalazło się w polu mojego widzenia, zostało zasypane przeze mnie gradem ciosów i kopniaków. Dotarłem nad nieznajome mi, tajemnicze, ciemne i pokryte krą jezioro. Miałem ochotę skruszyć lód gołymi rękami, zrobić cokolwiek, żeby przestało boleć. Upadłem na kolana, gdyż chcąc wykopać kamień w powietrze, poślizgnąłem się na mokrym śniegu. Siła z jaką zderzyłam się z zamarzniętą ziemią, odebrała mi dech i przywróciła do rzeczywistości.
- Kurwa!- zakląłem głośno, przekręcając się na bok i próbując się podnieść.
 Niespodziewanie zauważyłem długi cień, który zatrzymał się obok mnie. Zamrugałem. Przede mną stała zgięta postać. Musiałem przyznać, że miała się czym pochwalić. Dziewczyna niby niechcący wypchnęła swoją klatkę piersiową wprzód.
- Może pomóc?- usłyszałem cichy, ponętny głos tuż za moim uchem.
Uniosłem powoli głowę, patrząc na twarz uśmiechniętej Alany, po czym z lekkim syknięciem wstałem i przyjęłam pozycję pionową.
- Co ty tutaj robisz?- zdziwiła mnie obecność dziewczyny w tym miejscu, do którego biegłem z maksymalnym przyspieszeniem.
- Przykro mi, ale widziałam, że coś się stało. Wybiegłam za tobą, przestraszyłam się. Byłeś bardzo zdenerwowany...Spójrz! Ledwo zdążyłam zabrać ze sobą płaszcz.- rozłożyła teatralnie ręce robiąc lekki przysiad.
Rzeczywiście, miała na sobie krótką spódniczkę, rozpięty płaszcz, a pod spodem prześwitującą bluzkę, która pokazywała...znacznie więcej, niż powinna.
- Nie martw się- szepnęła, muskając moją dłoń- możesz na mnie liczyć.

***

Obudziłam się wczesnym rankiem. Mój kark pulsował przeszywającym bólem. Śpiąc na krześle w tak niewygodnej pozycji, nie powinnam się spodziewać, że wstanę wypoczęta. Jęknęłam cicho, rozglądając się po pokoju. Porozrzucane na podłodze chusteczki, niezaścielone łóżko i wielka plama po wywróconym, plastikowym pudełku po lodach. Zapewne gdyby ktoś zobaczył ten bałagan, pomyślałby, że mieszka tu jakiś nieokrzesany neandertalczyk. Powłóczywszy nogami, udałam się do łazienki i wzięłam prysznic. Jeszcze wilgotne włosy związałam w ciasny kucyk, założyłam czerwoną bluzę i dżinsy, po czym zeszłam na dół. Gdy schodziłam po schodach, usłyszałam niemałą wrzawę. Postanowiłam przyspieszyć i z ciężkim oddechem dotarłam do głównego holu. Ujrzałam tłum paparazzi tuż przed hotelem, którzy z aparatami fleszowymi, robili zdjęcia każdej napotkanej osobie. Niepewnie podeszłam do recepcjonisty i mruknęłam półgębkiem do niego:
- Chłopcy na treningu?- mój znudzony, lecz czujny wzrok lustrował wysokiego szatyna z lekkim zarostem na żuchwie. Byłby całkiem przystojny, gdyby nie niechlujny wygląd jego sylwetki.
- Tak. Widzi pani ten tłum?- zapytał podekscytowany, zwracając twarz ku głównym drzwiom- austriaccy skoczkowie narciarscy zamieszkają w tym hotelu- uśmiech, który pojawił się na jego rozanielonej twarzy wywołał u mnie lekki, niemal niedostrzegalny uśmiech.
- Jest pan fanem?- dopytywałam się.
Mężczyzna pokiwał entuzjastycznie głową, a gdy drzwi wejściowe zaczęły się uchylać, o mało nie popłakał się ze wzruszenia.
 Gdy austriacki team podszedł do biurka, przy którym stałam, musiałam szturchnąć chłopaka w ramię, aby wreszcie odzyskał głos.
- Dzień dobry- uśmiechnął i nachylił się Gregor, żeby ucałować moją dłoń.
 Odruchowo cofnęłam rękę przed jego ustami, a na moich policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec. Przygryzłam dolną wargę, a kąciki ust Schlierenzauera lekko drgnęły, co sprawiło, że zaczerwieniłam się po samą szyję. Patrzył na mnie z zaciekawieniem i uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. Na jego policzkach ukazały się prześliczne dołeczki. Był niemal tysiąc razy przystojniejszy niż, gdy widywałam jego oblicze w telewizorze.
- Jestem Gregor, a ty? Masz jakieś imię?- zapytał, zupełnie niezrażony moim wcześniejszym zachowaniem.
- Zu-za- zająknęłam się, żałując, że jeszcze kilka minut temu śmiałam się ze speszonego recepcjonisty o imieniu Kevin.
 Chłopak przedstawił mi swoim towarzyszy. Każdy z nich uścisnął moją rękę, odniosłam wrażenie, że są naprawdę sympatyczni. Po odebraniu kluczy, zaczęli się rozchodzić, tłumacząc, że są lekko zmęczeni.
-  Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- szepnął mi do ucha Gregor i odszedł wywołując przy tym przyjemne dreszcze.

 Postanowiłam odnaleźć Łukasza. Od czasu wypadku zaniedbywałam swoją pracę i było mi wstyd, że moje wynagrodzenie nie jest w pełni zasłużone. Doskonale wiedziałam, że trener bał się o moje zdrowie, ale nie było to usprawiedliwieniem lenistwa. Po dłuższych poszukiwaniach odnalazłam całą kadrę na siłowni. Dziwiła mnie obecność skoczków w tym miejscu. Nie raz i nie dwa narzekali, jak nie lubią tutaj ćwiczyć i robili wszystko, żeby temu zapobiec. Po wejściu do siłowni, odpowiedź przyszła szybciej, niż można się było spodziewać. Na ławce siedziała rozentuzjazmowana Alana, która dopingowała chłopaków z całych sił. Mimochodem stwierdziłam, że była najwierniejszym kibicem Maćka, po kilkakrotnych oklaskach chłopak uśmiechnął się do niej i puścił zalotnie oczko. Zachowywali się jak dzieci, a ja nie miałam ochoty na dołączenie do tej zabawy. Nie mogłam pokazać, jak bardzo bolało mnie rozstanie z Kotem, więc ich zignorowałam. Usiadłam obok trenera. Po krótkiej chwili spojrzał na mnie, odkładając stos dokumentów, które właśnie przeglądał.
- Przepraszam- szepnęłam skruszona- wiem, że jestem zwykłym obibokiem, ale obiecuję, że się poprawię- odważyłam się spojrzeć w oczy mojego wujka. Był przemęczony.
- Posłuchaj- nachylił się w moją stronę, na tyle, żeby nasza konwersacja nie dotarła do uszu Alany- bardzo cenię sobie twoją pomoc i doskonale wiem, że twój stan zdrowia wykluczył chwilowo asystowanie...- zakończył to trochę niezgrabnie, gdyż zauważyłam, że długo zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Nie- sprzeciwiłam się Łukaszowi, który lustrował mnie wzrokiem- nie zgadzam się. To, że miałam wypadek nie oznacza, że powinnam sobie odpuszczać- urwałam, bo w tej samej chwili rozległo się ciche dzwonienie, a chłopcy odłożyli sztangi i ruszyli do szatni.
- Posłuchaj- powiedział mój rozmówca, zbierając dokumenty i podnosząc się z ławy- masz czas na to, żeby się zrehabilitować- uśmiechnął się, próbując odpuścić sobie spór, a jednocześnie dając mi do zrozumienia, że wznawiam swe obowiązki.
Zasalutowałam mu z uśmiechem, po czym dostrzegłam jego znikającą postać tuż za zakrętem. Gdy odchodziłam, miałam niemiłe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

 Mimo zapewnień Łukasza o wznowieniu mojej pracy, dzisiejszy dzień miałam tylko dla siebie. Z wielkim entuzjazmem zareagowałam na pomysł zakupów, jednak pogoda nie była moim sprzymierzeńcem.  Po obiedzie wpatrywałam się w okno, na którym pojawiały się coraz to nowe krople deszczu. Mimo wszystko przyjemnie było odizolować się od rzeczywistości. Sama nie wiedząc co robię, nacisnęłam klamkę i wyszłam na balkon, Ogłuszający odgłos uderzających kropel deszczu o blachę był...nie wiedziałam jak mogłam to ująć, ale w każdym razie było to miłe. Zmrużyłam oczy i przeniosłam się w zupełnie inny świat. Bez problemów, bez kłamstw, bez nienawiści i...Maćka. Taak. Zupełne wyciszenie, oczyszczenie się z negatywnych myśli. Drżącymi dłońmi objęłam mokrą barierkę i wtedy coś we mnie pękło. Ciepłe łzy zaczęły mieszać się ze strugami deszczu, spływającymi po mych policzkach. Rozkleiłam się całkowicie. Nie miałam bladego pojęcia co spowodowało ten wybuch, ale mimo wszystko łzy pomagały. Pomagały mi w ukojeniu bólu i tych wszystkich nieprzyjemnych doznań. Tonąc w strugach deszczu uzmysłowiłam sobie jak wiele szkód wyrządziłam moim bliskim. Tacie, mamie, Maćkowi...Poczucie winy spoczywało we mnie już od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz zrozumiałam, że nie powinnam go tłamsić, lecz to wszystko naprawić.

***

Nadszedł wieczór. Po deszczu nie było ani śladu, a bezchmurne niebo ukazywało bezmierną konstelację gwiazd. Po dłuższym czasie zalegania w pokoju, postanowiłam zażyć świeżego powietrza. Zbiegłam po schodach ( w między zasie zakładając szalik ) i zatrzymałam się w holu, gdyż doszły mnie głośne i nieartykułowane śmiechy.
- Co oglądacie?- zapytałam polskich kadrowiczów, którzy w 'pokoju zabaw' raczyli się popcornem i colą, wlepiając wzrok w ekran telewizora.
- ' Kac Vegas ' - odparł Dawid odchylając głowę do tyłu- dołączysz?- zagadnął wyszczerzając swoje równe i białe zęby.
- Nie, dzięki idę na spacer.- wymigałam się od oglądania tej pożal się Boże komedii.
Ruszyłam w stronę wyjścia, kiedy usłyszałam za sobą głos.
- Zaczekaj!- Krzysiek dobiegł do mnie i przeczesał włosy palcami w geście zdenerwowania.
- My ten, tego...musimy pogadać- czerwony rumieniec rozkwitł na jego twarzy, a oczy uciekały przed moim spojrzeniem.
- Ja..-zaczęłam powoli, ale w tej samej chwili umilkłam. Właściwie..Co powinnam odpowiedzieć???

_____________________________________________________________________________________________

Jest! Po wielu trudach i znojach. Mam nadzieję, że docenicie moja pracę i zostawicie po sobie ślad.
- Przepraszam za ewentualne błędy !!!
Wiem, że nie jest długi, ale...brak czasu i weny..no cóż, bywa :P

sobota, 1 czerwca 2013

Piąty.

Całe dnie zalegałam w łóżku. Lekarz zabronił mi wychodzenia z pokoju, z powodu urazu głowy. Tłumaczył mi, że cudem uniknęłam wstrząśnienia mózgu, więc jeszcze kolejny tydzień będę miała wycięty z życiorysu. Z uporem maniaka, gdy chłopcy mieli treningi lub zawody wymykałam się z hotelu, jednak za każdym razem trafiałam na przeszkodę. Alana. Była to nowa stażystka, którą z głębi serca nienawidziłam. Chuda blondynka o długich nogach spędzająca kilka godzin w solarium, chodziła za mną krok w krok przez dni mojej tymczasowej niesprawności. Denerwowało mnie to, że kleiła się do Maćka, tłumaczył mi, że nic do niej nie czuje, ale jej skąpe i wyzywające stroje wyprowadzały mnie z równowagi. Miałam dość bezczynności, więc postanowiłam postawić na swoim. Kolejnego monotonnego dnia wzięłam prysznic, bardzo ciepło się ubrałam i wyszłam niepostrzeżenie z hotelu. Będąc w taksówce zadzwoniłam do doktora Müllera, który z lekkim wahaniem zgodził się na zażycie przeze mnie świeżego powietrza. Od razu obrałam jeden cel. Skocznia. Gdy tylko zobaczyłam masywną konstrukcję, z której po kolei zjeżdżali skoczkowie, aż serce zaczęło mi się radować. Po zapłaceniu należytej sumy kierowcy, udałam się wprost na trybuny i zaczęłam przyglądać się temu pięknemu krajobrazowi. Drzewa rosnące dookoła tego sportowego obiektu przywodziły na myśl potężnych strażników, którzy bronili fortyfikacji zamku, ciepłe słońce, które wychylało zza mlecznej poświaty chmur wyglądało, jakoby świeciło tylko dla tego miejsca, a delikatny wiatr poruszający chorągiewkami, wspomagał kibiców w dopingowaniu treningowych zmagań chłopców. 
- Co ty tutaj robisz?- jakiś męski głos wyrwał mnie z chwilowego otępienia mózgowego.
 - Maciek- mój głos zabrzmiał nieco łagodniej, niż to przewidziałam- lekarz mi pozwolił- spuściłam wzrok czekając na reakcję chłopaka. Zastanawiałam się jak zareaguje, był lekko mówiąc nadopiekuńczy.
- Cieszę się, że jesteś- objął mnie, po czym wtulił twarz w moje włosy. Pogładziłam go po policzku, a on nagrodził mnie namiętnym całusem. Usłyszałam chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie z nieukrywanym rozczarowaniem. Przed nami stali Kamil, Krzysiek i Dawid.
 - Co jest dziewczyny?- zadrwiłam widząc ich zdezorientowane miny. Możliwe, że jeszcze nie wiedzieli o mnie i o Maćku , ale stanie z “opadniętymi koparami“ wydało mi się to zbędne. Chłopcy szybko okiełznali swoje emocje, po czym usiedli obok nas, zdziwiła mnie reakcja Krzysia, byłam pewna, że jako pierwszy rzuci jakiś tekst o piciu wina za nasze zdrowie, ale się pomyliłam. Poprzedniego dnia, gdy rozmawiałam z Łukaszem napomknął coś o dziwnym zachowaniu Titusa, usprawiedliwiając go słabymi wynikami podczas treningów, jednak nie byłam przekonana czy diagnoza ta była trafna.
 - Powinnaś już wracać- usłyszałam głos Maćka tuż przy moim uchu, w pierwszej chwili nie zareagowałam, jednak gdy sens jego słów dotarł do mojego mózgu, wyrwałam się z otępienia i spojrzałam na niego sceptycznie.
 - Nigdzie się nie wybieram, zostaję na konkursie- odpowiedziałam stanowczo, patrząc wprost w jego oczy, byłam nieugięta. Od dłuższego czasu spędzałam całe dnie w moim pokoju , a gdy wreszcie pozwolono mi wyjść na świeże powietrze, to po paru chwilach zostaje odprawiona z kwitkiem. Coraz częściej czułam się zbędna, niepotrzebna.
 - Wiem, że nudzi ci się spędzanie czasu sama, ale obiecuje, że ci to wynagrodzę- tu położył dłoń na sercu- nie możesz się przemęczać- próbował mnie udobruchać, ale byłam jak stal- silna i ciężka w zmianie stanowiska. Niestety do Maćka przyłączyli się Kamil i Dawid, a moje argumenty posypały się niczym domek z kart.
 - Wiesz co? Nieważne, rozumiem, że nie masz ochoty, żebym przebywała w twoim towarzystwie- burknęłam i z zawrotną szybkością zbiegłam po trybunach. Usłyszałam jak woła moje imię, ale nie zatrzymałam się. Miałam dość przekrzykiwania się, wiedziałam, że przegram więc uniosłam się honorem. Uhm..zachowywałam się jak rozkapryszony dzieciak, jednak nie miałam ochoty na reasumowanie mojego zachowania. Taka jestem i już. 

 Ciemność. Mój pokój spowijała lekka poświata pomarańczowego blasku płynącego z lampki nocnej. Chłopcy nie wróciwszy jeszcze z zawodów, zapewne odbierali ewentualne nagrody. Nie oglądałam Pucharu Świata w telewizji, skoro nie widziałam konkursu na żywo, równie dobrze mogłam nie znać wyniku wcale. Miękka kapa okalająca łóżko, otulała moje ciało, a pierzaste poduszki powoli oddawały mnie w objęcia Morfeusza. Przymknęłam powieki , czułam, że balansuję między jawą, a snem.

 Puk, puk, puk. Cichutkie pukanie wyrwało mnie z krainy nieważkości, a ciemna postać wślizgnęła się do mojego pokoju, by po chwili usiąść obok mnie na łóżku. Nie widziałam twarzy Maćka, ale czułam jego zapach...poznałam go też po chodzie. 
- Obudziłem cię?- zapytał cichutko dotykając mojej dłoni.
 - Jak konkurs?- nie miałam ochoty odpowiadać na poprzednio zadane pytanie, sama nie wiedziałam dlaczego, nie byłam zła na Kota, martwił się o mnie i chciał dla mnie jak najlepiej. 
- Zajęliśmy piąte miejsce, Łukasz chce z nami porozmawiać...nie poszło nam źle, po prostu byli lepsi.- zauważyłam ogromną zmianę, która zaszła w chłopaku od pierwszego konkursu w Lillehammer. Od tego czasu upłynęło kilka tygodni, a jego nastawienie do skoków diametralnie się zmieniło. Zaczął czerpać coraz więcej przyjemności z możliwości skakania, a nie z wyników, trzymał swoją ambicję na wodzy, a pozytywne emocje emanowały z niego na każdym zmaganiu konkursowym.
 - Przyszedłem powiedzieć dobranoc- dotknął mojego policzka, a na ustach złożył pocałunek, zaczął się podnosić, ale w ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek i przyciągnęłam do siebie.
 - Zostań- poprosiłam i przybliżyłam się do niego. Wahał się, ale niedługo. Po chwili krótkiej bezczynności całował mnie mocno, wręcz brutalnie po całym ciele. Nie przeszkadzało mi to, pragnęłam go tak mocno, jak on mnie. Zacisnęłam palce na jego koszulce, a jego dłoń powędrowała w dół mej talii. Zapowiadałam się ciekawa noc. ..

 Obudziłam się o świcie, w chwili gdy słońce pojawiło się nad horyzontem. Ciepłe promienie wschodzącego słońca oświetlały nasze splątane sylwetki. Delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć, nie chciałam go obudzić, spał tak słodko, że nie miałam do tego serca. Uśmiechnęłam się w duchu widząc jego rozczochraną czuprynę i lekko uchylone wargi. Słyszałam jego miarowy oddech, który łamał ciszę panującą w pokoju. Ziewnęłam przeciągle, po czym postanowiłam wstać, jednak dłoń Maćka zacisnęła się na moim nadgarstku.
 - Kochanie- mruknął Maciek przyciągając mnie do siebie- jeszcze nie wstajesz- jego głos był łagodny, ale stanowczy. Przyjrzałam się jego twarzy z bliska, emanowała szczęściem i miłością. Odruchowo przeciągnęłam palcem po jego dolnej wardze. Pod wpływem mego dotyku przymknął oczy i ucałował wierzch mojej dłoni.             - Kocham cię- szepnął po chwili wprost do mojego ucha- już zawsze będziemy razem- odniosłam wrażenie, jakby tylko czekał na wypowiedzenie tych magicznych słów. Jakby były sensem jego dotychczasowej egzystencji.
- A ty?- zmarszczył brwi obsypując pocałunkami moja szyję, usta i szczękę. Odchyliłam głowę do tyłu, a on powtórzył- A ty?- tym razem przyglądał mi się podejrzliwie.
 - Hmmm...zastanówmy się...- zaśmiałam się, kiedy przeciągnął moje ciało na drugą stronę łóżka i zaczął łaskotać. - Ej! Przestań..- ze śmiechu rozbolał mnie brzuch- Przestań- kolejna salwa śmiechu potoczyła się po pokoju- Ja ciebie też-wykrzyknęła oddychają ciężko.
 Uzbrojona w puchową poduszkę, uderzyłam go w głowę. 
- To za karę!- pisnęłam, gdy wyrwał mi ją z ręki i oddał strzał celując prosto w ramię. Śmialiśmy się do łez staczając bitwę na poduszki. Czułam się niesamowicie lekko. Już wiedziałam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Tutaj. Przy nim. Moje serce odruchowo wypchnęło ze swego wnętrza Filipa, by zastąpić go prawdziwą miłością. Biegając po pokoju wśród latającego puchu, pragnęłam zapamiętać tę chwilę do końca mojego życia. Wszystko było takie...piękne. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że utopijne, ale nie ja. Pierwszy raz w życiu czułam sie tak beztrosko, lekko i bezpiecznie.
  Zamrugałam lekko, gdy kolejna, idealna kreska namalowana eyelinerem, zaczęła zdobić moje oko. - I jak?- zapytałam Maćka, który pół-śpiąc przyglądał się moim poczynaniom.
 Nie odpowiedział. Zasnął! Niewiele myśląc, podniosłam poduszkę, która leżała na podłodze i wymierzyłam prosto w jego twarz. Pod wpływem mojego uderzenia chłopak zsunął się z łóżka i wylądował na podłodze. 
- Ej!- krzyknął po krótkim przywitaniu się z podłogą- Przecież wiesz, że nie spałem całą noc- jego głos diametralnie zmienił ton.
 - No to czym się wtedy zajmowałeś?- skarciłam go, puszczając do niego oczko. Maciek pokręcił z rozbawieniem głową i oboje zeszliśmy na dół, na śniadanie. 
  Po kilku minutach byliśmy na miejscu
 - Widzę, że humory dopisują- rzekłam, gdy znaleźliśmy się w jadalni, a naszym oczom ukazał się widok tańczącego Dawida i Piotrka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że znajdowali się na stole i wygłupiali się przy tak dobrze znanej mi muzyce. Przyglądałam im się przez chwilę, po czym prychnęłam głośno:
 - Co wy robicie! Czy widzieliście kiedyś jak to się robi?- wyśmiałam chłopaków, którzy popisywali się tańcem-połamańcem. 
- Zapraszam mistrzynię- odparł Piotrek, kłaniając mi się w pas. Uniosłam brew. Czyżby wyzwanie? Po chwili stałam między nimi i ruszałam ciałem w rytmie Harlem Shake. Uśmiałam się przy tym do łez. Maciek przyglądał nam się z nieukrywanym rozbawieniem i wraz z Kamilem klaskał w rytm muzyki.
 - Wystarczy!- usłyszałam znienawidzony przeze mnie głos- trener wzywa Kamila, Maćka, Piotrka i Dawida do siebie!- Alana świecąc niemal gołym tyłkiem, stała na środku pomieszczenia i przytupywała ze zniecierpliwieniem nogą. Zrobiła to specjalnie! Zabrała mi moich towarzyszy, pomyślałam, gdy skoczkowie w mgnieniu oka zniknęli z pola mojego widzenia. Rozejrzałam się po pokoju i ujrzałam Krzysia, który siedząc na krześle, trzymał twarz ukryta w dłoniach.
 - Coś się stało?- zapytałam podchodząc do niego bliżej i kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Odepchnął mnie. Z niemałym przyglądałam się jego ostatnim poczynaniom, ale to wydało mi się naprawdę dziwne.
 - Krzysiek..przecież się przyjaźnimy, możesz mi powiedzieć wszystko. Zależy mi na tobie i ciężko mi patrzeć na to jak cierpisz. Proszę, powiedz mi o co chodzi- moje słowa zawisły między nami w nieubłaganej ciszy.
 - Tak?!- wybuchnął- Naprawdę chcesz wiedzieć?!- usłyszałam w jego głosie bezradność, po czym powili pokiwałam głową.
 Spojrzał na mnie i z niezwykła siłą w dłoniach przyciągnął mnie do siebie. Gdy odnalazł moje usta, jęknął cicho i wpił się w nie jeszcze mocniej. Stałam jak wrośnięta w ziemię. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam co robić. Podczas tego pocałunku nie czułam nic, a w mojej głowie uformowało się imię MACIEK. Położyłam dłonie na jego ramionach, żeby go odepchnąć. Gdy usłyszeliśmy cichy trzask, oderwaliśmy się od siebie tak gwałtownie, że o mało nie upadłam. Odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nim Maciej, jego oczy i usta były szeroko otwarte, a rozbity telefon znajdował się na podłodze w kilku kawałkach. 
- To nie tak...- szepnęłam przełykając łzy. Jego twarz w jednej chwili przybrała postać marmuru, a dłonie zacisnęły się w pięści. Wyszedł.
 - Zaczekaj!- krzyknęłam, wybiegając wprost za nim. Zdążyłam dogonić go, gdy zmierzał do wyjścia z hotelu.
 - Przestań Zuza- szepnął z zaciśniętymi szczękami z trudem wypowiadając moje imię.
 -Maciek...- chciałam mu to wytłumacz, przekonać go, ale mi przerwał.
 - Nie. To koniec, nas już nie ma- dodał i wyszedł na zewnątrz.
 Moje ciało zatrzęsło się w konwulsjach, po czym osunęłam się na ziemię. Ciemność. Pustka. Cierpienie. _____________________________________________________________________________________________ No moje kochane, udało się :) Przykro mi, że tak późno, ale powód znacie. Co do Harlem Shake, to nawiązałam do wykonania tego układu przez skoczków w Planicy (tej mniej...wulgarnej, żeby nie było :D )
Komentujcie!