poniedziałek, 24 czerwca 2013

Szósty.

Ukryłam się pod ciepłym kocem i ze skulonymi nogami wpatrywałam się w martwy punkt. Łzy już dawno zaschły na mych bladych policzkach, sama nie byłam pewna jak długo znajdowałam się w tej pozycji . Zastanawiałam się jakim cudem udało mi się o własnych nogach dotrzeć do pokoju. Gdy tylko drzwi z głośnym trzaskiem zamknęły się za Maćkiem, upadłam na podłogę, nie potrafiąc utrzymać się na dygoczących nogach. Byłam w totalnej rozsypce. Zużyte chusteczki leżały dookoła mnie na podłodze, a kubek rozpuszczonych, czekoladowo-malinowych lodów stał na stoliku obok. Co za idiota powiedział, że lody leczą złamane serce?

***

Biegłem, sam nie wiedząc dokąd. Pragnąłem znaleźć się jak najdalej od tej...tej. Nie potrafiłem nawet w myślach przywołać jej imienia. Dlaczego to tak cholernie boli?! Zacisnąłem mocno pięści, a pierwsze drzewo, które znalazło się w polu mojego widzenia, zostało zasypane przeze mnie gradem ciosów i kopniaków. Dotarłem nad nieznajome mi, tajemnicze, ciemne i pokryte krą jezioro. Miałem ochotę skruszyć lód gołymi rękami, zrobić cokolwiek, żeby przestało boleć. Upadłem na kolana, gdyż chcąc wykopać kamień w powietrze, poślizgnąłem się na mokrym śniegu. Siła z jaką zderzyłam się z zamarzniętą ziemią, odebrała mi dech i przywróciła do rzeczywistości.
- Kurwa!- zakląłem głośno, przekręcając się na bok i próbując się podnieść.
 Niespodziewanie zauważyłem długi cień, który zatrzymał się obok mnie. Zamrugałem. Przede mną stała zgięta postać. Musiałem przyznać, że miała się czym pochwalić. Dziewczyna niby niechcący wypchnęła swoją klatkę piersiową wprzód.
- Może pomóc?- usłyszałem cichy, ponętny głos tuż za moim uchem.
Uniosłem powoli głowę, patrząc na twarz uśmiechniętej Alany, po czym z lekkim syknięciem wstałem i przyjęłam pozycję pionową.
- Co ty tutaj robisz?- zdziwiła mnie obecność dziewczyny w tym miejscu, do którego biegłem z maksymalnym przyspieszeniem.
- Przykro mi, ale widziałam, że coś się stało. Wybiegłam za tobą, przestraszyłam się. Byłeś bardzo zdenerwowany...Spójrz! Ledwo zdążyłam zabrać ze sobą płaszcz.- rozłożyła teatralnie ręce robiąc lekki przysiad.
Rzeczywiście, miała na sobie krótką spódniczkę, rozpięty płaszcz, a pod spodem prześwitującą bluzkę, która pokazywała...znacznie więcej, niż powinna.
- Nie martw się- szepnęła, muskając moją dłoń- możesz na mnie liczyć.

***

Obudziłam się wczesnym rankiem. Mój kark pulsował przeszywającym bólem. Śpiąc na krześle w tak niewygodnej pozycji, nie powinnam się spodziewać, że wstanę wypoczęta. Jęknęłam cicho, rozglądając się po pokoju. Porozrzucane na podłodze chusteczki, niezaścielone łóżko i wielka plama po wywróconym, plastikowym pudełku po lodach. Zapewne gdyby ktoś zobaczył ten bałagan, pomyślałby, że mieszka tu jakiś nieokrzesany neandertalczyk. Powłóczywszy nogami, udałam się do łazienki i wzięłam prysznic. Jeszcze wilgotne włosy związałam w ciasny kucyk, założyłam czerwoną bluzę i dżinsy, po czym zeszłam na dół. Gdy schodziłam po schodach, usłyszałam niemałą wrzawę. Postanowiłam przyspieszyć i z ciężkim oddechem dotarłam do głównego holu. Ujrzałam tłum paparazzi tuż przed hotelem, którzy z aparatami fleszowymi, robili zdjęcia każdej napotkanej osobie. Niepewnie podeszłam do recepcjonisty i mruknęłam półgębkiem do niego:
- Chłopcy na treningu?- mój znudzony, lecz czujny wzrok lustrował wysokiego szatyna z lekkim zarostem na żuchwie. Byłby całkiem przystojny, gdyby nie niechlujny wygląd jego sylwetki.
- Tak. Widzi pani ten tłum?- zapytał podekscytowany, zwracając twarz ku głównym drzwiom- austriaccy skoczkowie narciarscy zamieszkają w tym hotelu- uśmiech, który pojawił się na jego rozanielonej twarzy wywołał u mnie lekki, niemal niedostrzegalny uśmiech.
- Jest pan fanem?- dopytywałam się.
Mężczyzna pokiwał entuzjastycznie głową, a gdy drzwi wejściowe zaczęły się uchylać, o mało nie popłakał się ze wzruszenia.
 Gdy austriacki team podszedł do biurka, przy którym stałam, musiałam szturchnąć chłopaka w ramię, aby wreszcie odzyskał głos.
- Dzień dobry- uśmiechnął i nachylił się Gregor, żeby ucałować moją dłoń.
 Odruchowo cofnęłam rękę przed jego ustami, a na moich policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec. Przygryzłam dolną wargę, a kąciki ust Schlierenzauera lekko drgnęły, co sprawiło, że zaczerwieniłam się po samą szyję. Patrzył na mnie z zaciekawieniem i uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. Na jego policzkach ukazały się prześliczne dołeczki. Był niemal tysiąc razy przystojniejszy niż, gdy widywałam jego oblicze w telewizorze.
- Jestem Gregor, a ty? Masz jakieś imię?- zapytał, zupełnie niezrażony moim wcześniejszym zachowaniem.
- Zu-za- zająknęłam się, żałując, że jeszcze kilka minut temu śmiałam się ze speszonego recepcjonisty o imieniu Kevin.
 Chłopak przedstawił mi swoim towarzyszy. Każdy z nich uścisnął moją rękę, odniosłam wrażenie, że są naprawdę sympatyczni. Po odebraniu kluczy, zaczęli się rozchodzić, tłumacząc, że są lekko zmęczeni.
-  Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- szepnął mi do ucha Gregor i odszedł wywołując przy tym przyjemne dreszcze.

 Postanowiłam odnaleźć Łukasza. Od czasu wypadku zaniedbywałam swoją pracę i było mi wstyd, że moje wynagrodzenie nie jest w pełni zasłużone. Doskonale wiedziałam, że trener bał się o moje zdrowie, ale nie było to usprawiedliwieniem lenistwa. Po dłuższych poszukiwaniach odnalazłam całą kadrę na siłowni. Dziwiła mnie obecność skoczków w tym miejscu. Nie raz i nie dwa narzekali, jak nie lubią tutaj ćwiczyć i robili wszystko, żeby temu zapobiec. Po wejściu do siłowni, odpowiedź przyszła szybciej, niż można się było spodziewać. Na ławce siedziała rozentuzjazmowana Alana, która dopingowała chłopaków z całych sił. Mimochodem stwierdziłam, że była najwierniejszym kibicem Maćka, po kilkakrotnych oklaskach chłopak uśmiechnął się do niej i puścił zalotnie oczko. Zachowywali się jak dzieci, a ja nie miałam ochoty na dołączenie do tej zabawy. Nie mogłam pokazać, jak bardzo bolało mnie rozstanie z Kotem, więc ich zignorowałam. Usiadłam obok trenera. Po krótkiej chwili spojrzał na mnie, odkładając stos dokumentów, które właśnie przeglądał.
- Przepraszam- szepnęłam skruszona- wiem, że jestem zwykłym obibokiem, ale obiecuję, że się poprawię- odważyłam się spojrzeć w oczy mojego wujka. Był przemęczony.
- Posłuchaj- nachylił się w moją stronę, na tyle, żeby nasza konwersacja nie dotarła do uszu Alany- bardzo cenię sobie twoją pomoc i doskonale wiem, że twój stan zdrowia wykluczył chwilowo asystowanie...- zakończył to trochę niezgrabnie, gdyż zauważyłam, że długo zastanawiałam się nad odpowiedzią.
- Nie- sprzeciwiłam się Łukaszowi, który lustrował mnie wzrokiem- nie zgadzam się. To, że miałam wypadek nie oznacza, że powinnam sobie odpuszczać- urwałam, bo w tej samej chwili rozległo się ciche dzwonienie, a chłopcy odłożyli sztangi i ruszyli do szatni.
- Posłuchaj- powiedział mój rozmówca, zbierając dokumenty i podnosząc się z ławy- masz czas na to, żeby się zrehabilitować- uśmiechnął się, próbując odpuścić sobie spór, a jednocześnie dając mi do zrozumienia, że wznawiam swe obowiązki.
Zasalutowałam mu z uśmiechem, po czym dostrzegłam jego znikającą postać tuż za zakrętem. Gdy odchodziłam, miałam niemiłe wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

 Mimo zapewnień Łukasza o wznowieniu mojej pracy, dzisiejszy dzień miałam tylko dla siebie. Z wielkim entuzjazmem zareagowałam na pomysł zakupów, jednak pogoda nie była moim sprzymierzeńcem.  Po obiedzie wpatrywałam się w okno, na którym pojawiały się coraz to nowe krople deszczu. Mimo wszystko przyjemnie było odizolować się od rzeczywistości. Sama nie wiedząc co robię, nacisnęłam klamkę i wyszłam na balkon, Ogłuszający odgłos uderzających kropel deszczu o blachę był...nie wiedziałam jak mogłam to ująć, ale w każdym razie było to miłe. Zmrużyłam oczy i przeniosłam się w zupełnie inny świat. Bez problemów, bez kłamstw, bez nienawiści i...Maćka. Taak. Zupełne wyciszenie, oczyszczenie się z negatywnych myśli. Drżącymi dłońmi objęłam mokrą barierkę i wtedy coś we mnie pękło. Ciepłe łzy zaczęły mieszać się ze strugami deszczu, spływającymi po mych policzkach. Rozkleiłam się całkowicie. Nie miałam bladego pojęcia co spowodowało ten wybuch, ale mimo wszystko łzy pomagały. Pomagały mi w ukojeniu bólu i tych wszystkich nieprzyjemnych doznań. Tonąc w strugach deszczu uzmysłowiłam sobie jak wiele szkód wyrządziłam moim bliskim. Tacie, mamie, Maćkowi...Poczucie winy spoczywało we mnie już od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz zrozumiałam, że nie powinnam go tłamsić, lecz to wszystko naprawić.

***

Nadszedł wieczór. Po deszczu nie było ani śladu, a bezchmurne niebo ukazywało bezmierną konstelację gwiazd. Po dłuższym czasie zalegania w pokoju, postanowiłam zażyć świeżego powietrza. Zbiegłam po schodach ( w między zasie zakładając szalik ) i zatrzymałam się w holu, gdyż doszły mnie głośne i nieartykułowane śmiechy.
- Co oglądacie?- zapytałam polskich kadrowiczów, którzy w 'pokoju zabaw' raczyli się popcornem i colą, wlepiając wzrok w ekran telewizora.
- ' Kac Vegas ' - odparł Dawid odchylając głowę do tyłu- dołączysz?- zagadnął wyszczerzając swoje równe i białe zęby.
- Nie, dzięki idę na spacer.- wymigałam się od oglądania tej pożal się Boże komedii.
Ruszyłam w stronę wyjścia, kiedy usłyszałam za sobą głos.
- Zaczekaj!- Krzysiek dobiegł do mnie i przeczesał włosy palcami w geście zdenerwowania.
- My ten, tego...musimy pogadać- czerwony rumieniec rozkwitł na jego twarzy, a oczy uciekały przed moim spojrzeniem.
- Ja..-zaczęłam powoli, ale w tej samej chwili umilkłam. Właściwie..Co powinnam odpowiedzieć???

_____________________________________________________________________________________________

Jest! Po wielu trudach i znojach. Mam nadzieję, że docenicie moja pracę i zostawicie po sobie ślad.
- Przepraszam za ewentualne błędy !!!
Wiem, że nie jest długi, ale...brak czasu i weny..no cóż, bywa :P

sobota, 1 czerwca 2013

Piąty.

Całe dnie zalegałam w łóżku. Lekarz zabronił mi wychodzenia z pokoju, z powodu urazu głowy. Tłumaczył mi, że cudem uniknęłam wstrząśnienia mózgu, więc jeszcze kolejny tydzień będę miała wycięty z życiorysu. Z uporem maniaka, gdy chłopcy mieli treningi lub zawody wymykałam się z hotelu, jednak za każdym razem trafiałam na przeszkodę. Alana. Była to nowa stażystka, którą z głębi serca nienawidziłam. Chuda blondynka o długich nogach spędzająca kilka godzin w solarium, chodziła za mną krok w krok przez dni mojej tymczasowej niesprawności. Denerwowało mnie to, że kleiła się do Maćka, tłumaczył mi, że nic do niej nie czuje, ale jej skąpe i wyzywające stroje wyprowadzały mnie z równowagi. Miałam dość bezczynności, więc postanowiłam postawić na swoim. Kolejnego monotonnego dnia wzięłam prysznic, bardzo ciepło się ubrałam i wyszłam niepostrzeżenie z hotelu. Będąc w taksówce zadzwoniłam do doktora Müllera, który z lekkim wahaniem zgodził się na zażycie przeze mnie świeżego powietrza. Od razu obrałam jeden cel. Skocznia. Gdy tylko zobaczyłam masywną konstrukcję, z której po kolei zjeżdżali skoczkowie, aż serce zaczęło mi się radować. Po zapłaceniu należytej sumy kierowcy, udałam się wprost na trybuny i zaczęłam przyglądać się temu pięknemu krajobrazowi. Drzewa rosnące dookoła tego sportowego obiektu przywodziły na myśl potężnych strażników, którzy bronili fortyfikacji zamku, ciepłe słońce, które wychylało zza mlecznej poświaty chmur wyglądało, jakoby świeciło tylko dla tego miejsca, a delikatny wiatr poruszający chorągiewkami, wspomagał kibiców w dopingowaniu treningowych zmagań chłopców. 
- Co ty tutaj robisz?- jakiś męski głos wyrwał mnie z chwilowego otępienia mózgowego.
 - Maciek- mój głos zabrzmiał nieco łagodniej, niż to przewidziałam- lekarz mi pozwolił- spuściłam wzrok czekając na reakcję chłopaka. Zastanawiałam się jak zareaguje, był lekko mówiąc nadopiekuńczy.
- Cieszę się, że jesteś- objął mnie, po czym wtulił twarz w moje włosy. Pogładziłam go po policzku, a on nagrodził mnie namiętnym całusem. Usłyszałam chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie z nieukrywanym rozczarowaniem. Przed nami stali Kamil, Krzysiek i Dawid.
 - Co jest dziewczyny?- zadrwiłam widząc ich zdezorientowane miny. Możliwe, że jeszcze nie wiedzieli o mnie i o Maćku , ale stanie z “opadniętymi koparami“ wydało mi się to zbędne. Chłopcy szybko okiełznali swoje emocje, po czym usiedli obok nas, zdziwiła mnie reakcja Krzysia, byłam pewna, że jako pierwszy rzuci jakiś tekst o piciu wina za nasze zdrowie, ale się pomyliłam. Poprzedniego dnia, gdy rozmawiałam z Łukaszem napomknął coś o dziwnym zachowaniu Titusa, usprawiedliwiając go słabymi wynikami podczas treningów, jednak nie byłam przekonana czy diagnoza ta była trafna.
 - Powinnaś już wracać- usłyszałam głos Maćka tuż przy moim uchu, w pierwszej chwili nie zareagowałam, jednak gdy sens jego słów dotarł do mojego mózgu, wyrwałam się z otępienia i spojrzałam na niego sceptycznie.
 - Nigdzie się nie wybieram, zostaję na konkursie- odpowiedziałam stanowczo, patrząc wprost w jego oczy, byłam nieugięta. Od dłuższego czasu spędzałam całe dnie w moim pokoju , a gdy wreszcie pozwolono mi wyjść na świeże powietrze, to po paru chwilach zostaje odprawiona z kwitkiem. Coraz częściej czułam się zbędna, niepotrzebna.
 - Wiem, że nudzi ci się spędzanie czasu sama, ale obiecuje, że ci to wynagrodzę- tu położył dłoń na sercu- nie możesz się przemęczać- próbował mnie udobruchać, ale byłam jak stal- silna i ciężka w zmianie stanowiska. Niestety do Maćka przyłączyli się Kamil i Dawid, a moje argumenty posypały się niczym domek z kart.
 - Wiesz co? Nieważne, rozumiem, że nie masz ochoty, żebym przebywała w twoim towarzystwie- burknęłam i z zawrotną szybkością zbiegłam po trybunach. Usłyszałam jak woła moje imię, ale nie zatrzymałam się. Miałam dość przekrzykiwania się, wiedziałam, że przegram więc uniosłam się honorem. Uhm..zachowywałam się jak rozkapryszony dzieciak, jednak nie miałam ochoty na reasumowanie mojego zachowania. Taka jestem i już. 

 Ciemność. Mój pokój spowijała lekka poświata pomarańczowego blasku płynącego z lampki nocnej. Chłopcy nie wróciwszy jeszcze z zawodów, zapewne odbierali ewentualne nagrody. Nie oglądałam Pucharu Świata w telewizji, skoro nie widziałam konkursu na żywo, równie dobrze mogłam nie znać wyniku wcale. Miękka kapa okalająca łóżko, otulała moje ciało, a pierzaste poduszki powoli oddawały mnie w objęcia Morfeusza. Przymknęłam powieki , czułam, że balansuję między jawą, a snem.

 Puk, puk, puk. Cichutkie pukanie wyrwało mnie z krainy nieważkości, a ciemna postać wślizgnęła się do mojego pokoju, by po chwili usiąść obok mnie na łóżku. Nie widziałam twarzy Maćka, ale czułam jego zapach...poznałam go też po chodzie. 
- Obudziłem cię?- zapytał cichutko dotykając mojej dłoni.
 - Jak konkurs?- nie miałam ochoty odpowiadać na poprzednio zadane pytanie, sama nie wiedziałam dlaczego, nie byłam zła na Kota, martwił się o mnie i chciał dla mnie jak najlepiej. 
- Zajęliśmy piąte miejsce, Łukasz chce z nami porozmawiać...nie poszło nam źle, po prostu byli lepsi.- zauważyłam ogromną zmianę, która zaszła w chłopaku od pierwszego konkursu w Lillehammer. Od tego czasu upłynęło kilka tygodni, a jego nastawienie do skoków diametralnie się zmieniło. Zaczął czerpać coraz więcej przyjemności z możliwości skakania, a nie z wyników, trzymał swoją ambicję na wodzy, a pozytywne emocje emanowały z niego na każdym zmaganiu konkursowym.
 - Przyszedłem powiedzieć dobranoc- dotknął mojego policzka, a na ustach złożył pocałunek, zaczął się podnosić, ale w ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek i przyciągnęłam do siebie.
 - Zostań- poprosiłam i przybliżyłam się do niego. Wahał się, ale niedługo. Po chwili krótkiej bezczynności całował mnie mocno, wręcz brutalnie po całym ciele. Nie przeszkadzało mi to, pragnęłam go tak mocno, jak on mnie. Zacisnęłam palce na jego koszulce, a jego dłoń powędrowała w dół mej talii. Zapowiadałam się ciekawa noc. ..

 Obudziłam się o świcie, w chwili gdy słońce pojawiło się nad horyzontem. Ciepłe promienie wschodzącego słońca oświetlały nasze splątane sylwetki. Delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć, nie chciałam go obudzić, spał tak słodko, że nie miałam do tego serca. Uśmiechnęłam się w duchu widząc jego rozczochraną czuprynę i lekko uchylone wargi. Słyszałam jego miarowy oddech, który łamał ciszę panującą w pokoju. Ziewnęłam przeciągle, po czym postanowiłam wstać, jednak dłoń Maćka zacisnęła się na moim nadgarstku.
 - Kochanie- mruknął Maciek przyciągając mnie do siebie- jeszcze nie wstajesz- jego głos był łagodny, ale stanowczy. Przyjrzałam się jego twarzy z bliska, emanowała szczęściem i miłością. Odruchowo przeciągnęłam palcem po jego dolnej wardze. Pod wpływem mego dotyku przymknął oczy i ucałował wierzch mojej dłoni.             - Kocham cię- szepnął po chwili wprost do mojego ucha- już zawsze będziemy razem- odniosłam wrażenie, jakby tylko czekał na wypowiedzenie tych magicznych słów. Jakby były sensem jego dotychczasowej egzystencji.
- A ty?- zmarszczył brwi obsypując pocałunkami moja szyję, usta i szczękę. Odchyliłam głowę do tyłu, a on powtórzył- A ty?- tym razem przyglądał mi się podejrzliwie.
 - Hmmm...zastanówmy się...- zaśmiałam się, kiedy przeciągnął moje ciało na drugą stronę łóżka i zaczął łaskotać. - Ej! Przestań..- ze śmiechu rozbolał mnie brzuch- Przestań- kolejna salwa śmiechu potoczyła się po pokoju- Ja ciebie też-wykrzyknęła oddychają ciężko.
 Uzbrojona w puchową poduszkę, uderzyłam go w głowę. 
- To za karę!- pisnęłam, gdy wyrwał mi ją z ręki i oddał strzał celując prosto w ramię. Śmialiśmy się do łez staczając bitwę na poduszki. Czułam się niesamowicie lekko. Już wiedziałam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Tutaj. Przy nim. Moje serce odruchowo wypchnęło ze swego wnętrza Filipa, by zastąpić go prawdziwą miłością. Biegając po pokoju wśród latającego puchu, pragnęłam zapamiętać tę chwilę do końca mojego życia. Wszystko było takie...piękne. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że utopijne, ale nie ja. Pierwszy raz w życiu czułam sie tak beztrosko, lekko i bezpiecznie.
  Zamrugałam lekko, gdy kolejna, idealna kreska namalowana eyelinerem, zaczęła zdobić moje oko. - I jak?- zapytałam Maćka, który pół-śpiąc przyglądał się moim poczynaniom.
 Nie odpowiedział. Zasnął! Niewiele myśląc, podniosłam poduszkę, która leżała na podłodze i wymierzyłam prosto w jego twarz. Pod wpływem mojego uderzenia chłopak zsunął się z łóżka i wylądował na podłodze. 
- Ej!- krzyknął po krótkim przywitaniu się z podłogą- Przecież wiesz, że nie spałem całą noc- jego głos diametralnie zmienił ton.
 - No to czym się wtedy zajmowałeś?- skarciłam go, puszczając do niego oczko. Maciek pokręcił z rozbawieniem głową i oboje zeszliśmy na dół, na śniadanie. 
  Po kilku minutach byliśmy na miejscu
 - Widzę, że humory dopisują- rzekłam, gdy znaleźliśmy się w jadalni, a naszym oczom ukazał się widok tańczącego Dawida i Piotrka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że znajdowali się na stole i wygłupiali się przy tak dobrze znanej mi muzyce. Przyglądałam im się przez chwilę, po czym prychnęłam głośno:
 - Co wy robicie! Czy widzieliście kiedyś jak to się robi?- wyśmiałam chłopaków, którzy popisywali się tańcem-połamańcem. 
- Zapraszam mistrzynię- odparł Piotrek, kłaniając mi się w pas. Uniosłam brew. Czyżby wyzwanie? Po chwili stałam między nimi i ruszałam ciałem w rytmie Harlem Shake. Uśmiałam się przy tym do łez. Maciek przyglądał nam się z nieukrywanym rozbawieniem i wraz z Kamilem klaskał w rytm muzyki.
 - Wystarczy!- usłyszałam znienawidzony przeze mnie głos- trener wzywa Kamila, Maćka, Piotrka i Dawida do siebie!- Alana świecąc niemal gołym tyłkiem, stała na środku pomieszczenia i przytupywała ze zniecierpliwieniem nogą. Zrobiła to specjalnie! Zabrała mi moich towarzyszy, pomyślałam, gdy skoczkowie w mgnieniu oka zniknęli z pola mojego widzenia. Rozejrzałam się po pokoju i ujrzałam Krzysia, który siedząc na krześle, trzymał twarz ukryta w dłoniach.
 - Coś się stało?- zapytałam podchodząc do niego bliżej i kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Odepchnął mnie. Z niemałym przyglądałam się jego ostatnim poczynaniom, ale to wydało mi się naprawdę dziwne.
 - Krzysiek..przecież się przyjaźnimy, możesz mi powiedzieć wszystko. Zależy mi na tobie i ciężko mi patrzeć na to jak cierpisz. Proszę, powiedz mi o co chodzi- moje słowa zawisły między nami w nieubłaganej ciszy.
 - Tak?!- wybuchnął- Naprawdę chcesz wiedzieć?!- usłyszałam w jego głosie bezradność, po czym powili pokiwałam głową.
 Spojrzał na mnie i z niezwykła siłą w dłoniach przyciągnął mnie do siebie. Gdy odnalazł moje usta, jęknął cicho i wpił się w nie jeszcze mocniej. Stałam jak wrośnięta w ziemię. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam co robić. Podczas tego pocałunku nie czułam nic, a w mojej głowie uformowało się imię MACIEK. Położyłam dłonie na jego ramionach, żeby go odepchnąć. Gdy usłyszeliśmy cichy trzask, oderwaliśmy się od siebie tak gwałtownie, że o mało nie upadłam. Odwróciłam się w stronę drzwi. Stał w nim Maciej, jego oczy i usta były szeroko otwarte, a rozbity telefon znajdował się na podłodze w kilku kawałkach. 
- To nie tak...- szepnęłam przełykając łzy. Jego twarz w jednej chwili przybrała postać marmuru, a dłonie zacisnęły się w pięści. Wyszedł.
 - Zaczekaj!- krzyknęłam, wybiegając wprost za nim. Zdążyłam dogonić go, gdy zmierzał do wyjścia z hotelu.
 - Przestań Zuza- szepnął z zaciśniętymi szczękami z trudem wypowiadając moje imię.
 -Maciek...- chciałam mu to wytłumacz, przekonać go, ale mi przerwał.
 - Nie. To koniec, nas już nie ma- dodał i wyszedł na zewnątrz.
 Moje ciało zatrzęsło się w konwulsjach, po czym osunęłam się na ziemię. Ciemność. Pustka. Cierpienie. _____________________________________________________________________________________________ No moje kochane, udało się :) Przykro mi, że tak późno, ale powód znacie. Co do Harlem Shake, to nawiązałam do wykonania tego układu przez skoczków w Planicy (tej mniej...wulgarnej, żeby nie było :D )
Komentujcie!