sobota, 10 sierpnia 2013

Dziewiąty.

 Siedzę na tapczanie, opierając głowę o zimną szybę, w ręku dzierżąc brązową kopertę. Kopertę, którą kilkanaście razy próbowałam porwać; kopertę, którą zmięłam wielokrotnie, przeglądając jej zawartość; kopertę, która wszystko zmieniła. Dzięki niej przejrzałam na oczy.
 Czarnym mazakiem kreślę na kartce cienkie linie, tworząc symetryczne tabele, którą lada moment uzupełnię danymi osobowymi skoczków. Charakterystyczne dźwięk zetknięcia się markera z papierem wypełnia mój pokój i pozwala w pełni skupić się na wykonaniu powierzonego mi zadania. Jestem niemal pewna, że nic nie może mnie zdekoncentrować, jednak do mojej świadomości dociera nieartykułowany dźwięk. Przerywam pracę i rozglądam się po małym pomieszczeniu. Nie zauważam żadnej zmiany w otoczeniu, jednak dźwięk się powtarza. Ktoś puka. Z lekkim ociąganiem podchodzę do mahoniowych drzwi i przekręcam gałkę. Panika-pierwsze uczucie, które ogarnia moje ciało. Przede mną stoi wysoki, barczysty mężczyzna, ubrany w czarną skórę i równie mroczne glany. Jego małe, wściekłe oczy świdrują moją postać, a kąciki ust mężczyzny delikatnie unoszą się ku górze, gdy ten dostrzega moje przerażenie. Moja dolna warga zaczyna lekko drgać, a palce mimowolnie zaciskają się na gałce, w każdej chwili gotowe zatrzasnąć drzwi przed nosem wytatuowanego przybysza.
- Słu-cham?- zdobywam się na odwagę, jedna karcę się za słaby i drżący głos, który przywodzi mi na myśl głos małego dziecka.
Gość nie odpowiada, lecz rozsuwa nabijaną ćwiekami kurtkę i sięga ręką za pazuchę. Gdy tylko dociera do mnie moja obecna sytuacja, miękną mi kolana. Przecież on wyciąga broń! Przez głowę przelatują mi kolejne obrazy z mojego marnego i krótkiego życia. Mój tata trzymający mnie na rękach i ukazujący piękny, nadmorski krajobraz, podczas wspólnych wakacji. Moje pierwsze dni w podstawówce i strach przed brakiem akceptacji przez rówieśników. Egzaminy kompetencji i nieoczekiwany telefon mamy, który podtrzymuje mnie na duchu. Pierwsza miłość- Filip i ból wywołany naszym związkiem. Mój wujek, Łukasz, który objaśnia mi tajniki mojej pracy. Maciek...Przełykam głośno ślinę, gdy jego uśmiechnięta twarz staje mi przed oczami...Wypycham go z mojej podświadomości i znów przeraża mnie moja sytuacja. Broń...Ale co ja zrobiłam? Byłam zła? Nieprzyjazna? Przymykam ciężkie powieki, gdy dłoń bandyty wysuwa się z ciemnych połaci kurtki. Przygotowana na huk unoszę wysoko głowę chcąc godnie przyjąć śmiertelny cios. Spoglądam przed siebie, ale mężczyzny już nie ma. Na wykładzinie leży gruba koperta, a do moich uszu dobiega stłumiony odgłos oddalających się, ciężkich kroków.
 Znów na nią spoglądam. Zuzanna Nowakowska. Moje imię i nazwisko czytam już po raz enty, jakbym miała nadzieję, że za chwilę pojawią się na niej kolejne litery wyjaśniające, że zawartość koperty to fałsz, zakłamanie, obłuda. Okazuje się, że prawda jest bezlitosna, a plik zdjęć, który tam znalazłam, odbiera mi chęć do życia. Maciek i Alana. Całują się, ona podchodzi do niego, dotyka go... Z furią wyrzucam te sceny w powietrze, a te fruwają po całym pokoju. Ból w mym sercu jest nie do zniesienia. Osuwam się na podłogę i otwieram szeroko usta w desperackiej próbie ujarzmienia rwących dreszczy. Przypominam sobie scenę przy samochodzie. Jak on śmiał mnie całować?! Dotykać?! W ostatniej chwili opanowałam emocje, gdyż byłam bliska spoliczkowania go i wykrzyczenia mu wszystkiego prosto w twarz! Ściągam niebotycznie wysokie szpilki i rzucam je kąt. Ubrana w czarną połyskującą sukienkę i smukłe szpilki zamierzałam iść na imprezę. Ale czy potrafię? Za pół godziny powinna rozbrzmieć muzyka, a ja przysięgłam sobie, że będę się świetnie bawić wraz z moim towarzyszem- Gregorem. Gregor. Mimowolnie uśmiecham się, gdy przypominam sobie sympatyczny wyraz twarzy chłopaka. Może to znak? Może powinnam zostawić starą miłość za sobą, przestając myśleć o Ma..o nim? Co powinnam zrobić? Jest mi bardzo przykro, że nie mam z kim o tym porozmawiać. Mogłabym zaufać Krzysiowi, ale wiem, że w chłopaku nadal tli się nadzieja na coś więcej, niż tylko przyjaźń. Czuję się jakbym znalazła się w błędnym kole. Zamiast naprawiać, wszystko komplikuję. Niespodziewanie słyszę ciche ćwierkanie. Dźwięk telefonu wyrywa mnie z ponurych rozmyśleń. Gdy spoglądam na wyświetlacz i widzę Jego imię, rzucam telefon na łóżko i krzyczę. Ze złości, cierpienia, bezradności. Gdy milknę, ktoś wbiega do mojego pokoju.
- Nic ci nie jest?- pyta zdenerwowany Gregor i siada obok mnie.
Kręcę głową i chowam twarz w dłoniach.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?- jego ciepła dłoń dotyka mojej skóry, a ja czuje przyjemne dreszcze.
Wreszcie na niego spoglądam. Ma na sobie dżinsy i rozpiętą białą koszulę. Przyglądam się jego twarzy. Jest zdenerwowany i przejęty moja sytuacją.
- Tak- szepczę cicho, spoglądając w jego niebieskie oczy.- Pocałuj mnie.

_________________________________________________________________________________
Bardzo się nad nim napracowałam, więc proszę o szczere opinie :) Nie ma tutaj akcji, gdyż chciałam abyście się skupiły wyłącznie na uczuciach dziewczyny.

Ten rozdział został napisany dzięki Charlotte. Dziękuję Ci za to, że podtrzymałaś mnie na duchu i uświadomiłaś pewne sprawy. Mam nadzieję, że nie była to nasza ostatnia rozmowa, gdyż bardzo mi pomogła :* Jeszcze raz Ci dziękuję, ten rozdział pisałam z myślą o Tobie.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Ósmy.

 Unoszę wysoko brwi i spoglądam ze zdziwieniem na mojego gościa. Nerwowym ruchem ręki próbuje utemperować moje niesforne fale, jednak gdy kolejne pasma włosów opadają mi na oczy, rezygnuję. Po krótkiej chwili milczenia ponawiam pytanie, które zadałam wcześniej. Chłopak nie odpowiada, a zawadiacki uśmiech nie schodzi z jego przystojnej twarzy. Wzdycham w chwili, gdy na policzku czuję miękkie usta Gregora.
- Do zobaczenia...-szepcze mi do ucha i odchodzi.
Zatrzaskuje drzwi, by po chwili oprzeć rozgrzane policzki o wykafelkowaną ścianę.

***

Dziewczyna zgrabnym ruchem podnosi się z łóżka i podchodzi do mnie. Jej usta muskające moje, jej dłonie wędrujące po moim ciele, jej oddech owiewający moją twarz i...moje ręce odpychające ją od siebie. Widzę głębokie zaskoczenie w oczach Alany, gdy otwieram przed nią drzwi.
- Pieprz się- mówię poddenerwowanym głosem i wskazuje jej wyjście.
- Z tobą?- pyta retorycznie i uśmiecha się, jakby nie dotarły do niej moje słowa.
Bawi się ze mną. Próbuje mnie uwieść. Przeczesuje włosy palcami, po czym z lekkim użyciem siły, wypycham Alanę na korytarz.

***

 Otwieram ciężkie powieki i spoglądam w okno. Wita mnie piękne słońce i bezchmurne niebo. Krótki uśmiech pojawia się na mojej twarzy, by zaraz zniknąć w chwili, w której zauważam kalendarz. Zwykły kalendarz: papierowe kartki, kolorowe obrazki i daty, a właściwie jedna-dzisiejsza. Czwarty styczeń. Szybkim ruchem ręki zrzucam ów kalendarz na podłogę i z zimną krwią, gniotę go gołymi stopami. Ze zdenerwowaniem udaję się do łazienki. Widzę podkrążone oczy, bladą skórę i nachmurzoną minę. Zdecydowanymi ruchami ręki, upinam wysoki kok i wskakuję w czerwone rurki i mięciutki sweterek. Zgarniam torebkę z łóżka i biegnę na dół. Jak ja nienawidzę swoich urodzin!
 Po krótkim śniadaniu zostaje w holu i czekam. Czekam, ale nie wiem na co. W jednej sekundzie przez moją głowę przechodzą tysiące myśli. Kolejne obrazy przewijają się jak w kalejdoskopie. Moja burzliwa przeszłość i niepewna przyszłość wirują mi przed oczyma, niczym wyrwane kartki z kalendarza. Mimo moich wcześniejszych rozważań, nic się nie zmienia. Przełamuję linię cholernej osiemnastki i ani o krok, nie posuwam się do przodu. Stoję w miejscu. Czuję się pusta, jakby ktoś wyrwał mi część siebie. Nie potrafię oderwać się od tych beztroskich dni dzieciństwa i stanąć twarzą w twarz z dorosłym życiem. Z życiem, na które nie będę miała wpływu, a bezduszny los zmusi mnie do podejmowania decyzji,  które zaważą na moim kruchym istnieniu. To dlatego nie chcę mieć urodzin. W tym feralnym dniu, człowiek uświadamia sobie, że mimo upływu lat, nie zrobił niczego, nic nie osiągnął i nie osiągnie, a po niespodziewanej śmierci, nikt nie wspomni jego krótkiego istnienia. Zostanie tylko pył, kurz i proch. Wzdrygam się, gdy czuję czyjąś obecność.
- Przejedźmy się.-słyszę znajomy głos i odwracam się w stronę chłopaka. Pierwszy raz w życiu widzę go tak rozdartego, choć ja czuję się podobnie. Kiwam powoli głową i wychodzę z hotelu z dziwnym i nieprzyjemnym uczuciem w sercu.
 Jedziemy w nieznanym mi kierunku, mijając kolejne hotele, bloki i ośrodki kultury, powoli wyjeżdżają z miasta. Stara, czerwona furgonetka nie przekracza 80km/h, a hałas silnika obija mi się boleśnie o uszy. Długie milczenie mojego towarzysza pozwala mi znów błądzić po nieokiełznanych zakamarkach mojej podświadomości. I znów, problem urodzin mąci mi w głowie i wywołuje kolejne ukłucia, jakby jakiś niewidzialny duch wbijał mi cienkie szpilki w moje serce. Zaciskam pięści i próbuje przypomnieć sobie coś szczęśliwego. Siatkówka. Zwycięstwa, łzy w moich oczach, w chwili gdy Polacy stoją na podium.
- Na miejscu.-przerywa moje rozważania Maciek, zaciąga ręczny hamulec i zatrzaskuje za sobą drzwiczki. Z lekkim ociąganiem robię tę samą czynność i wychodzę na mroźne powietrze. Wiatr chłosta moją twarz, a ręce drżą przez nagłą zmianę temperatury. Opieram się o maskę samochodu i wpatruje się w krajobraz przede mną. Ciężkie gałęzie drzew uginają się pod naporem wiatru, a spienione fale uderzają o brzeg.
- Powiedz coś- słyszę jego głos przepełniony bólem i rozpaczą.
Ale co? Mam wytknąć ci, że stoimy tu, marnując naszą miłość, której nie da się już odbudować przez głupotę, zawiść i niezrozumienie? Że nie potrafimy docenić tego, co dał nam Bóg? Że stwarzamy niepotrzebne problemy, nie potrafiąc żyć w spokoju i harmonii?
- Pogódźmy się. Obydwoje zawiniliśmy.- te proste słowa wypływają z moich ust tak swobodnie, jakbym składała zamówienie w kawiarni.
 Kątem oka zauważam, że Maciek powoli kiwa głową i odwraca wzrok w moją stronę. Spoglądam na niego i lustruje wzrokiem jego twarz, za którą tak tęskniłam. Zaglądam w nią i czuję...pustkę.
- Przepraszam- szepcze i gładzi kciukiem mój policzek. Przybliża się, a jego oddech jest przyspieszony. Dotyka czołem moje czoło i mruży oczy. Stoję nieruchomo niczym posąg. Z lekkim przerażeniem odbieram to w jaki sposób mnie dotyka. W końcu czuje jego usta. Jego wargi muskają moje tak lekko i jednocześnie namiętnie, jakby bał się, że to tylko sen. Opuszczam głowę.
- Nie- odsuwam się- Chcę przyjaźni, tylko.- wzdycham i udaję się do samochodu.

_______________________________________________________________________________________
I'm sorry :(